Irzykowski napisał kiedyś, że złość jest być może złym doradcą, ale bystrym obserwatorem. Dlatego artykuł panów Stanisława Karpińskiego i Adama Zabrzeskiego „Naukowcy nie wrócą” („Rz”, 23 listopada 2007 r.) nie powinien był ukazać się w poważnej gazecie. Zbyt mu bowiem daleko do rzetelności i szerokości spojrzenia na skądinąd poważny problem.
Sęk w tym, że nie potrzeba szczególnej bystrości, by zauważyć niedomagania polskiej nauki, istnienie tu czy tam bastionów przeciętności, jeśli nie niekompetencji, itd., potrzeba zaś dobrej i mądrej rady. A tej ostatniej w artykule ani na lekarstwo, są zaś zmyślenia i na nich budowana kpina, w swej istocie zwyczajnie obraźliwa wobec PAN (przy wszystkich wadach obecnej struktury nauki polskiej w ogólności i PAN w szczególności).
Konia z rzędem temu, kto wskaże, dlaczego to akurat PAN jest atakowana za kształt polskiego ustawodawstwa dotyczącego stopni i tytułu naukowego profesora oraz zasad nostryfikacji stopni naukowych zdobytych za granicą, gdy prawo to tak samo dotyczy PAN jak uczelni wyższych.
Wygląda na to, że autorzy zetknęli się w jakimś instytucie PAN z patologicznym zachowaniem jego zespołu naukowego, ale od tego do poczynionych uogólnień nie ma żadnej dającej się logicznie uzasadnić drogi. Co więcej, krytyka istniejącego stanu rzeczy roi się od błędów.
Nie jest prawdą, że stopień doktora habilitowanego „jest ustawowo zdefiniowany jako praca wybitna”. W rzeczywistości – i zgoła rozsądnie – dorobek kandydata do tego stopnia naukowego oraz sama rozprawa habilitacyjna mają stanowić „znaczny wkład autora w rozwój określonej dyscypliny naukowej”. Kpiny autorów z ustawy, której nikt nigdy nie napisał, nie są zabiegiem godnym pochwały, a ich czytanie jest zwykłą stratą czasu.