Naukowcom nie jest aż tak źle

Nie potrzeba szczególnej bystrości, by zauważyć niedomagania polskiej nauki. Potrzeba zaś dobrej i mądrej rady – pisze naukowiec Jacek Koronacki

Aktualizacja: 28.11.2007 12:05 Publikacja: 28.11.2007 03:51

Naukowcom nie jest aż tak źle

Foto: Fotorzepa, Andrzej Nowak And Andrzej Nowak

Red

Irzykowski napisał kiedyś, że złość jest być może złym doradcą, ale bystrym obserwatorem. Dlatego artykuł panów Stanisława Karpińskiego i Adama Zabrzeskiego „Naukowcy nie wrócą” („Rz”, 23 listopada 2007 r.) nie powinien był ukazać się w poważnej gazecie. Zbyt mu bowiem daleko do rzetelności i szerokości spojrzenia na skądinąd poważny problem.

Sęk w tym, że nie potrzeba szczególnej bystrości, by zauważyć niedomagania polskiej nauki, istnienie tu czy tam bastionów przeciętności, jeśli nie niekompetencji, itd., potrzeba zaś dobrej i mądrej rady. A tej ostatniej w artykule ani na lekarstwo, są zaś zmyślenia i na nich budowana kpina, w swej istocie zwyczajnie obraźliwa wobec PAN (przy wszystkich wadach obecnej struktury nauki polskiej w ogólności i PAN w szczególności).

Konia z rzędem temu, kto wskaże, dlaczego to akurat PAN jest atakowana za kształt polskiego ustawodawstwa dotyczącego stopni i tytułu naukowego profesora oraz zasad nostryfikacji stopni naukowych zdobytych za granicą, gdy prawo to tak samo dotyczy PAN jak uczelni wyższych.

Wygląda na to, że autorzy zetknęli się w jakimś instytucie PAN z patologicznym zachowaniem jego zespołu naukowego, ale od tego do poczynionych uogólnień nie ma żadnej dającej się logicznie uzasadnić drogi. Co więcej, krytyka istniejącego stanu rzeczy roi się od błędów.

Nie jest prawdą, że stopień doktora habilitowanego „jest ustawowo zdefiniowany jako praca wybitna”. W rzeczywistości – i zgoła rozsądnie – dorobek kandydata do tego stopnia naukowego oraz sama rozprawa habilitacyjna mają stanowić „znaczny wkład autora w rozwój określonej dyscypliny naukowej”. Kpiny autorów z ustawy, której nikt nigdy nie napisał, nie są zabiegiem godnym pochwały, a ich czytanie jest zwykłą stratą czasu.

Argument mówiący o proponowaniu zagranicznemu kandydatowi do stopnia doktora habilitowanego „plagiatu” jest nonsensowny i wynika z nieznajomości regulacji prawnych. Zaręczam także, że gdyby prof. Karpiński, specjalista w swojej dziedzinie znany i uznany, reprezentował dziedzinę mi bliską i zechciał nostryfikować swój doktorat w jednym z dwóch instytutów PAN, w których radach naukowych zasiadam, uzyskałby nostryfikację „w dziesięć minut”, „np. na UJ, nie na jakiejś tam pośledniej polskiej uczelni”. I zaręczam również, że zaproponowalibyśmy nasze wystąpienie o nadanie mu przez prezydenta RP tytułu profesora, w zależności od tego, co wolałby: po przeprowadzeniu przewodu habilitacyjnego lub bez niego.

Polskie prawo na to pozwala – nowa ustawa o stopniach i tytule naukowym z roku 2003 została między innymi przyjęta po to, by ułatwić polskim naukowcom pracującym za granicą uzyskanie wszelkich polskich stopni naukowych i tytułu naukowego. Warto tu dodać, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło specjalną pulę pieniędzy dla wybitnych Polaków pracujących za granicą, by ich przyciągnąć do pracy w Polsce.Na koniec jeszcze jedno – gdyby ktoś taki jak prof. Karpiński, ale reprezentujący informatykę, stanął do konkursu na dyrektora mojego instytutu nawet jeszcze przed uzyskaniem polskiej profesury, mógłby ten konkurs wygrać.

Napisawszy powyższe, jestem najdalszy od zadowolenia z czasochłonności procesu habilitacyjnego czy profesorskiego, wiem dobrze, ile trzeba zrobić, by przyciągnąć więcej polskich znakomitości naukowych do kraju, ale artykuł Karpińskiego i Zabrzeskiego nie służy potrzebnej debacie na ten temat.

Stanisław Karpiński, Adam Zabrzeski

Nie wrócą z Irlandii, USA, Kanady. Wcale nie ze względu na finanse. Ale dlatego, że instytucje takie jak PAN nie pozwolą, aby ktoś zakłócił ich błogostan

23 listopada

Autor jest profesorem, specjalistą w dziedzinie uczenia maszynowego oraz statystyki matematycznej i obliczeniowej, dyrektorem Instytutu Podstaw Informatyki PAN

Irzykowski napisał kiedyś, że złość jest być może złym doradcą, ale bystrym obserwatorem. Dlatego artykuł panów Stanisława Karpińskiego i Adama Zabrzeskiego „Naukowcy nie wrócą” („Rz”, 23 listopada 2007 r.) nie powinien był ukazać się w poważnej gazecie. Zbyt mu bowiem daleko do rzetelności i szerokości spojrzenia na skądinąd poważny problem.

Sęk w tym, że nie potrzeba szczególnej bystrości, by zauważyć niedomagania polskiej nauki, istnienie tu czy tam bastionów przeciętności, jeśli nie niekompetencji, itd., potrzeba zaś dobrej i mądrej rady. A tej ostatniej w artykule ani na lekarstwo, są zaś zmyślenia i na nich budowana kpina, w swej istocie zwyczajnie obraźliwa wobec PAN (przy wszystkich wadach obecnej struktury nauki polskiej w ogólności i PAN w szczególności).

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości