Grajmy o finał w eurolidze

Wielu komentatorów szukało winnego, aby odreagować kryzys irlandzki. Wyborcy irlandzkiego nie bardzo wypada pouczać. Ale naszego prezydenta – a i owszem – wyjaśnia europoseł PO w rozmowie z Piotrem Semką

Publikacja: 16.07.2008 01:07

Grajmy o finał w eurolidze

Foto: Dziennik Wschodni

Rz: Co począć z traktatem lizbońskim?

Należy unikać krytykowania i izolowania Irlandii. Szanujmy ich wybór i dajmy im czas na refleksję. Wyraziste naciski na Dublin muszą budzić nasze złe wspomnienia z czasów, gdy wobec Polski padały sugestie wykluczenia jej z Unii. Nie zmienia to jednak faktu, że proces ratyfikacji traktatu lizbońskiego powinien dalej się posuwać. Prezydent Kaczyński nie powinien zwlekać z podpisem.

Ale wtedy stawia się Irlandię do kąta. Chyba o to chodzi Lechowi Kaczyńskiemu, gdy sugeruje, by poczekać z ratyfikacją?

Można różnie oceniać przesłanki, jakie kierowały Irlandczykami, którzy głosowali na nie. Jestem przekonany, że były to także głosy protestu z powodu stylu, w jakim przedstawiono im traktat, sprzeciwu wobec pewnych źle zinterpretowanych zagrożeń dla Irlandii, ale nie dla usprawnienia działania Unii. Według badań większość głosujących na „nie” zakładała, że będzie jeszcze jedno głosowanie, tak jak w przypadku traktatu nicejskiego.

Dlaczego właściwie mamy się martwić kryzysem związanym z ratyfikacją traktatu lizbońskiego? Stosunkowo niedawno sam pan krytykował traktat lizboński. Co się stało, że dziś go pan broni?

Nie traktat lizboński, tylko poprzedni traktat konstytucyjny. I to w sytuacji, która dawała szanse na renegocjacje systemu głosowania w Radzie UE po naszej myśli. Dzisiaj takiej szansy nie ma – złożyliśmy podpis w Lizbonie. Premier w obecności prezydenta. Nie można także lekceważyć czynnika czasu. Europa biedzi się z problemem nowego traktatu od ośmiu lat. Jest za późno, by wszystko zaczynać od początku. Koszt byłby zbyt wysoki, także dla Polski. Tym bardziej że traktat lizboński w zasadzie ocenić można całkiem dobrze. Jedna rzecz jest w nim dla Polski niekorzystna – system głosowania w Radzie Unii Europejskiej. Ale to akurat walkowerem oddał prezydent Kaczyński w czasie szczytu w Brukseli ponad rok temu. Akceptując porzucenie kwestii pierwiastka, zignorował wyraźne stanowisko Sejmu RP.

No dobrze, ale dlaczego decyzja prezydenta Kaczyńskiego sprzed roku ma być argumentem za popieraniem Lizbony dziś?

Bo porzucanie Lizbony i trwanie Unii w impasie do niczego nie prowadzi i nie służy Polsce. Poza tym „pacta sunt servanda” – zaakceptowaliśmy traktat lizboński.

A ewentualne powtórzenie referendum w Irlandii nie przy- niesie szkody prestiżowi Unii?

Nie. Irlandia może głosować jeszcze raz, może rozważyć dołączenie do traktatu dodatkowych deklaracji, jakie będą odpowiedzią na obawy i wątpliwości Irlandczyków. Był już podobny precedens, jak deklaracja sewilska, która po pierwszym referendum w Irlandii w sprawie traktatu nicejskiego wyjaśniła kwestię neutralności militarnej kraju.

Po klęsce referendów we Francji i Holandii pogrzebano unijną konstytucję. Po odrzuceniu Lizbony przez Irlandię unijni mocarze sugerują: nic się nie stało. Może dlatego, że Irlandia jest małym i stosunkowo słabym państwem?

Wszystkie państwa w Unii należy traktować równo. Francja i Holandia odrzuciły głosowanie nad tym samym tekstem i otworzono nowe negocjacje. Teraz z uwagą czekamy na zdanie Irlandii. Po werdykcie referendów we Francji i Holandii powstało pole do gry o zmianę kształtu unijnego traktatu. Teraz sytuacja jest inna – nie ma pola do nowych negocjacji. A skoro tak, to czemu służy taktyka obliczona na odwlekanie ratyfikacji? Nikt nie ma prawa pouczać Irlandczyków, co mają robić, ale Irlandia nie może oczekiwać zawieszenia procesu ratyfikacji w innych krajach.

Nie zmienia to jednak pytania o dopuszczalne granice dyskusji. Czy prezydent Polski nie ma prawa do wyrażania swoich opinii?

Prawo ma, ale musi się liczyć z reakcją europejskich polityków i mediów. Jego błędem było to, że nie wziął pod uwagę, jak bardzo jest to wrażliwa kwestia w Unii. Wielu komentatorów szukało winnego, aby odreagować kryzys irlandzki. Wyborcy irlandzkiego nie bardzo wypada pouczać. Ale naszego prezydenta – a i owszem. Boleję nad tym.

Lech Kaczyński ułatwił zadanie wielu osobom. Elmar Brok, eurodeputowany CDU, zamiast odpowiadać na pytania o Irlandię czy na temat zaskarżenia traktatu do sądu konstytucyjnego RFN, może teraz radzić dziennikarzom, by dzwonili do Kaczyńskiego i pytali go, co dalej z traktatem. Niepotrzebnie daliśmy się posadzić na ławę oskarżonych o porażkę traktatu w Irlandii.

Każda wypowiedź może więc być uznana jako dowód na chęć wysadzenia Europy w powietrze.

Nie, nie każda. Premier Tusk wyraźnie wskazał, że trzeba Irlandii dać czas na ustosunkowanie się do traktatu bez stawiania jej wobec gróźb wykluczenia z Unii. Czym innym jest jednak stawianie pod znakiem zapytania całego procesu ratyfikacji traktatu.

Krytykuje pan postawę Lecha Kaczyńskiego. A jaka jest pana recepta na zwiększenie skuteczności Polski?

Trzeba wyjść na boisko, a nie jak kibic siedzieć na trybunach i siedząc cicho, brać, co dają – jak jest przeświadczona lewica. Ale też nie należy siedzieć w szatni, jak chce PiS, i mieć wszystko za złe, przyjmować rolę eurosceptycznego i zdystansowanego reprezentanta europejskiej integracji. Trzeba grać i robić to coraz lepiej. Przechodzić z ćwierćfinałów do półfinałów i grać o finał w eurolidze bez kompleksów, ofensywnie, zacząć samemu traktować się podmiotowo w Unii.

Lepiej byłoby, gdybyśmy mieli traktat lizboński z lepszym systemem głosowania, ale skoro tego nie uzyskaliśmy – tym bardziej musimy być znacznie lepsi w prowadzeniu unijnej polityki. Nie czerpmy wątpliwej satysfakcji z zacierania się trybów w unijnym mechanizmie. Unia to my, nie oni. W naszym interesie leży pogłębiona integracja europejska oparta na wspólnotowych mechanizmach. Z trzech recept – słaba Polska w silnej Unii (lewica), silna Polska w słabej Unii (PiS), silna Polska w silnej Unii – wybieram tę trzecią. A polską politykę europejską należy prowadzić z perspektywy naszych ambicji i aspiracji dotyczących jutra, bardziej niż z perspektywy lęków.

Czy wierzy pan, że traktat lizboński zostanie przyjęty?

Tak. Wnoszę to ze stanu spraw i umysłów i w Unii, i w samej Irlandii. Wyciągam takie wnioski ze stopnia determinacji, jaki słyszę w wypowiedziach najważniejszych ludzi w Unii.

Załóżmy, że tak się dzieje – zacznie się wtedy faza precyzowania, co konkretne zapisy traktatu oznaczają. Jakie będą polskie interesy w tej fazie?

Nasza aktywność powinna koncentrować się na trzech polach. Po pierwsze, kształt wspólnej polityki zagranicznej Unii. Skoro powołany miałby być minister spraw zagranicznych Unii, na całym świecie powstaną unijne ambasady, powinniśmy zatem wprowadzić do dyplomacji UE naszych dyplomatów. Dotąd z wprowadzaniem polskich kadr do unijnych instytucji nie jest najlepiej. Wejście do wspólnej dyplomacji zmusi nas do większej aktywności na tak odległych polach jak problemy globalne, Afryka, Azja czy Ameryka Południowa. Już dziś warto o tym myśleć, by nie płakać po czasie, że mało Polaków obejmie funkcje w unijnej dyplomacji. Bez naszej aktywności w polityce zagranicznej Unii nie mamy szans na aktywne promowanie rozszerzenia Unii na Wschód.

Musimy skupić się na uzyskaniu wpływu na to, co oznacza wspólna polityka bezpieczeństwa energetycznego. Powinno nam zależeć, aby klauzule bezpieczeństwa energetycznego włączane były do wszystkich umów z krajami pozaunijnymi. I wreszcie, w naszym interesie winno być pilnowanie, aby polityka spójności była dla nas korzystna. Wciąż musimy myśleć, jak bronić „nietykalności” poziomu funduszy strukturalnych oraz zwiększania środków na politykę sąsiedztwa.

Jacek Saryusz-Wolski jest szefem Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, wiceprzewodniczącym PO

Rz: Co począć z traktatem lizbońskim?

Należy unikać krytykowania i izolowania Irlandii. Szanujmy ich wybór i dajmy im czas na refleksję. Wyraziste naciski na Dublin muszą budzić nasze złe wspomnienia z czasów, gdy wobec Polski padały sugestie wykluczenia jej z Unii. Nie zmienia to jednak faktu, że proces ratyfikacji traktatu lizbońskiego powinien dalej się posuwać. Prezydent Kaczyński nie powinien zwlekać z podpisem.

Pozostało 95% artykułu
analizy
Rafał Trzaskowski stawia na bezpieczeństwo, KO ogłosi kandydata na początku grudnia
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Ursula von der Leyen proponuje „pisizm” w sprawie funduszy regionalnych
Publicystyka
Roman Kuźniar: Gen. Kukuła zabiera nas na wojnę, ale nie wiadomo, z kim i gdzie
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jaka będzie „Rzeczpospolita”
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Nastała epoka wojen, pozostało tylko wypatrywać konfliktu między USA a Chinami