Oczywiście agent czy urzędnik może nadużyć uprawnień, może z nich uczynić narzędzie przestępstwa, ale musiałby zdecydowanie sprzeniewierzyć się swoim obowiązkom lub nadużyć kompetencji. To, że np. sędzia wyda nietrafny, nawet jawnie niesprawiedliwy wyrok, nie oznacza, że dopuścił się przestępstwa. Nie karzemy sędziego tylko za to, że wydał zły wyrok. Ta zasada, ten pewien "luz" w kompetencjach tym bardziej dotyczy urzędników czy funkcjonariuszy. Rzecz w tym, aby kompetencji nie nadużywali.
Postawione Mariuszowi Kamińskiemu zarzuty mieszczą się właśnie w grupie tzw. przestępstw urzędniczych – przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza (musi przy tym działać na szkodę interesu publicznego lub prywatnego). Prokuratura zarzuca mu w szczególności podżeganie agentów CBA do wręczania łapówki kontrolowanej oraz do podrabiania dokumentów w ramach operacji CBA w związku z aferą gruntową.
Ale są to techniki dopuszczalne w tej służbie. Jeśli więc postępowanie przeciwko szefowi CBA będzie kontynuowane, prokuratura i ewentualnie sąd będą musiały wykazać, że wyraźnie przekroczył dopuszczalne granice tych procedur.
A to nie będzie proste. CBA to młoda służba, te techniki, choć stosowane też przez inne służby, wciąż należą w Polsce do nowości. Do tego w znacznej części są utajnione. Wreszcie, na co wskazuje także sam Mariusz Kamiński, to prokuratorzy i sędziowie zatwierdzali jego wnioski o zastosowanie tych technik operacyjnych w aferze gruntowej.
Prowokacja jest jednak w demokratycznym państwie wyjątkowym instrumentem ścigania przestępców. Dlatego Kamiński musi wykazać, że były wyraźne powody, by ją zastosować – że CBA miało informacje o działalności przestępczej konkretnych osób, a nie tylko ogólną wiedzę. Musi też udowodnić, że jego służba nie prowokowała przestępczych zachowań.