Uzasadniony szum, który wywołała, nie powinien jednak zagłuszyć sprawy innej, ujawnionej nieomal równocześnie z nią. Chodzi o naciski na prokuraturę. Ale nie o te wydumane, których komisja śledcza szuka beznadziejnie od dwóch lat, rozpaczliwie próbując udowodnić zbrodniczość reżimu PiS. Tym razem wszystko wskazuje, że mamy do czynienia z najzupełniej autentycznym skandalem.
Sprawa sięga korzeniami rządu Leszka Millera, gdy pod kryptonimem "Ziarno" prowadzona była operacja, która miała ujawnić nieprawidłowości w handlu zbożem. W rzeczywistości akcja służb specjalnych miała zniszczyć polityka prawicy Artura Balazsa.
Śledztwo w tej sprawie kierowane przez prokuratora Janusza Konieckiego doprowadziło m.in. do uznania przez sąd za winnego ówczesnego wiceszefa Centralnego Biura Śledczego Wiesława Mądrzejowskiego. Przyznał się on, że inspiratorem sprawy był Adam Rapacki, który w 2003 r. jako zastępca komendanta głównego policji nadzorował CBŚ. Inni świadkowie jako osobę mającą związek z prowokacją wskazali Macieja Hunię, który w tamtym czasie zajmował w ABW stanowisko szefa kontrwywiadu.
Po dojściu do władzy PO Rapacki awansował na wiceministra spraw wewnętrznych, a Hunia na szefa Agencji Wywiadu. Zaczęły się naciski na Konieckiego, aby sprawę umorzył. Jego opór spowodował odebranie mu sprawy, a on sam i jego współpracownicy zostali zdegradowani. Rozpoczęły się wymierzone w nich szykany.
Ta sprawa ma wiele aspektów. Odsłania funkcjonowanie służb specjalnych i stan prokuratury w Polsce. Ma także wymiar polityczny. PO, aby zniszczyć PiS, odwołała się do wszystkich przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego. Wśród nich dominowali przedstawiciele establishmentu III RP, w tym jego służb. Są to szczególni ludzie o specyficznej mentalności, ciągnący za sobą grzechy przeszłości. Sprzymierzyli się oni z PO w obronie swoich interesów. Dziś partia Tuska za nie płaci. A w każdym razie powinna.