Przy okazji sporów, jakie wywołała przed niejakim czasem audycja, w której osoby spotkane na ulicy przez reportera telewizyjnego w dniach żałoby narodowej wypowiadały sąd na temat biegu spraw w naszym kraju, powstało pytanie, czy publiczna krytyka cudzych poglądów lub sposobu prezentowania przez kogoś jakichś ważnych wydarzeń godzi w zasadę wolności słowa. Niektórzy publicyści krytykę taką gotowi są utożsamić z cenzurą, niedopuszczaniem do publicznego dialogu, zamykaniem ust inaczej myślącym. Nie podzielam takiego stanowiska.
[wyimek]Gdybym w „Rzeczpospolitej” ogłosił np., że jestem zwolennikiem zapłodnienia in vitro, to nie dziwiłbym się potępieniu ze strony katolickich duchownych[/wyimek]
W szczególności nie wydaje mi się trafny pogląd, że krytyka podejmowana jednocześnie przez wielu popularnych komentatorów lub osoby o znanych nazwiskach, znajdująca wyraz w mediach cieszących się znacznym zainteresowaniem, np. w poczytnych gazetach, niszczy wolność słowa. Ci, którzy stawiają sprawę w ten właśnie sposób, są niekiedy gotowi podejrzewać, że krytyka taka jest inspirowana zza kulis przez jakichś medialnych manipulantów lub stanowi rezultat zmowy.
[srodtytul]Instrument swobody[/srodtytul]
Nie jest oczywiście wykluczone, że krytyczne (podobnie zresztą jak pochlebne) opinie są pochodną podzielanych przez pewną liczbę komentatorów przekonań politycznych, a także idei etycznych, estetycznych i religijnych. W świetle tych przekonań dokonują oni podobnej ceny poglądów, zjawisk lub osób. Nie musi to wcale znaczyć, że mamy do czynienia ze spiskiem lub nagonką, której zamierzonym celem miałoby być wykluczenie krytykowanych z grona uczestników społecznej wymiany myśli.