Bogdan Dziobkowski: Pełzająca palikotyzacja

Poseł Palikot stał się dla pewnej części naszego społeczeństwa rodzajem duchowego przewodnika, wzorem, który należy naśladować – pisze filozof

Publikacja: 22.08.2010 20:02

Dr Bogdan Dziobkowski

Dr Bogdan Dziobkowski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Po insynuacjach Janusza Palikota, że to pijany Lech Kaczyński był odpowiedzialny za katastrofę smoleńską, i po publicznym nawoływaniu do rozgrzebywania grobów, w obrębie PO pojawiły się głosy wyzywające do usunięcia posła z Biłgoraja z partii. Ten zagroził, że jeśli do tego dojdzie, to założy własne ugrupowanie polityczne. Prognozował, iż zyska ono poparcie milionów Polaków.

W zorganizowanej w nocy z 9 na 10 sierpnia przed Pałacem Prezydenckim przez pana Dominika Tarasa demonstracji pod nazwą "Akcja krzyż" po raz pierwszy mogliśmy się przyjrzeć potencjalnym aktywistom tej partii. Uczciwie trzeba przyznać, że ludzie ci, idąc za przykładem swego mistrza, wprowadzili do debaty publicznej zupełnie nową jakość.

[srodtytul]Kariera Palikota [/srodtytul]

W etyce, podobnie jak w fizyce, obowiązuje zasada grawitacji. Gdy ktoś traci podparcie w postaci pewnych elementarnych zasad, zaczyna spadać i robi to coraz szybciej. Mechanizm ten wręcz modelowo zadziałał w przypadku posła Palikota.

Początki jego polityczno-medialnej kariery były w złym guście, ale w gruncie rzeczy dość niewinne. Oto pochodzący z Biłgoraja producent tanich win musujących, by zwrócić na siebie uwagę, zaczął pokazywać się w mediach z raczej rzadko używanymi w publicznych dyskusjach gadżetami: a to przyniósł na konferencję prasową świński ryj, a to wymachiwał przed kamerami gumowym penisem. W dużej części społeczeństwa budziło to niesmak, ale była pewna grupa, która między meczem piłkarskim a koncertem disco polo wyraźnie się tym ekscytowała.

Jednak epatowanie różnymi dziwactwami szybko się nudzi. By nie wypaść z medialnego obiegu, Palikot musiał przełamywać kolejne bariery, już nie tyle estetyczne, ile etyczne. W ten sposób, spadając coraz szybciej, sięgnął poziomu hieny cmentarnej: zaczął politycznie żerować na zwłokach tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Wszystkie te ekscesy były szeroko relacjonowane przez media. Palikot stał się jednym z najbardziej rozpozna- walnych uczestników polskiego życia publicznego, a część społeczeństwa – głównie ta młodsza, bezkrytyczna wobec tego, co zobaczy w telewizji – mniej lub bardziej świadomie zaczęła jego zachowania traktować jako wzór uprawiania polityki. Powstał nowy paradygmat.

Jego zwolennicy zwykle podkreślają przywiązanie do takich liberalnych wartości, jak wolność czy równość. Jednak w gruncie rzeczy wartości te są im zupełnie obce. Dzielą oni ludzi na lepszych i gorszych. Lepsi to ci, którzy podzielają światopogląd posła z Biłgoraja, gorsi są wszyscy, którzy myślą inaczej. Z tymi ostatnimi się nie rozmawia.

Czy ktoś słyszał, by Palikot w swojej publicznej działalności dyskutował z przeciwnikami politycznymi, szukał kompromisowych rozwiązań? Czy w rzetelnej wymianie argumentów ważył racje? Czy próbował wczuć się we wrażliwość innego człowieka, zrozumieć jego sposób postrzegania rzeczywistości? Nie. Były wiceprzewodniczący PO w debacie publicznej kieruje się innymi regułami. Najczęściej stosowane przez niego metody to insynuacje i szyderstwa. Wszystko to ma na celu zniszczenie tych, którzy nie podzielają jego poglądów.

I właśnie tymi metodami posłużyli się uczestnicy "Akcji krzyż".

[srodtytul]Po co ta akcja? [/srodtytul]

O co chodziło kilku tysiącom osób zebranych przed Pałacem Prezydenckim? W [link=http://www.rp.pl/artykul/520673.html]wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej"[/link] Dominik Taras tłumaczył, że celem zorganizowanej przez niego demonstracji było zwrócenie uwagi władz na to, że obrońcy krzyża łamią prawo: "Chcieliśmy pokazać, jak duża liczba osób jest przeciwna temu incydentowi przed pałacem. To była akcja pokazująca jasno, że coś tu nie gra, że państwo daje przyzwolenie na łamanie prawa […]" (11 sierpnia 2010). Niestety, to zatroskanie nieprzestrzeganiem w Polsce prawa brzmi zupełnie niewiarygodnie.

W Warszawie na każdym kroku stykamy się z łamaniem prawa. Otaczają nas reklamy umieszczane bez wymaganych zezwoleń, osoby handlujące w niedozwolonych miejscach czy samowole budowlane. Prasa co jakiś czas donosi o zburzeniu kolejnego zabytku i opisuje nieudolność stołecznego konserwatora oraz nadzoru budowlanego. Czy te wszystkie niepokojące zjawiska są przedmiotem troski pana Tarasa?

Również uważam, że krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego powinien zostać przeniesiony do jednego z kościołów. Też sądzę, że zaistniała na Krakowskim Przedmieściu sytuacja po raz kolejny pokazuje nieudolność państwa. Ale dużo bardziej niż niewielki drewniany krzyż przeszkadzają mi olbrzymie tandetne billboardy szpecące Warszawę, handlarze na chodnikach czy samowole budowlane. Wszystko to są jaskrawe i dokuczliwe przykłady naruszania prawa, z którymi słabe państwo polskie od lat nie potrafi się uporać.

Jeśli więc zapewnienia pana Tarasa są szczere, to liczę na to, że on i jego kompani, których tak bardzo smuci ustawiony nielegalnie krzyż smoleński, zechcą kontynuować swoje działania i zaczną organizować kolejne manifestacji skierowane przeciw innym łamiącym prawo podmiotom. Proponuję zacząć od pikiet przed siedzibami demolujących warszawską przestrzeń publiczną firm zajmujących się reklamą zewnętrzną.

[srodtytul]Demonstracja pogardy [/srodtytul]

Bardzo chciałbym, aby działania pana Tarasa i skrzykniętych przez niego internautów poszły w tym kierunku, ale – z żalem muszę przyznać – wydaje mi się to raczej mało prawdopodobne. Dlaczego? Bo przebieg nocnej demonstracji i hasła wznoszone przez jej uczestników przemawiają za tym, że w "Akcji krzyż" nie chodziło ani o obronę porządku prawnego, co byłoby bardzo szlachetnym działaniem, ani o wyrażenie sprzeciwu przeciwko obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, do czego każdy ma prawo, ale o naigrywanie się z osób, które mają inny światopogląd niż uczestnicy akcji.

Intencje te zostały jednoznacznie wyrażone. Jak pamiętamy, ci zatroskani dobrem wspólnym młodzi ludzie na transparentach, które zdaniem Tarasa nawoływały do przestrzegania prawa, umieścili hasła typu: "Precz z krzyżem, na stos z moherami". Sam Taras w wypowiedzi dla telewizyjnej Panoramy (10 sierpnia) z rozbrajającą szczerością tak przedstawił motywy swego działania: "Uważamy po prostu, że tych ludzi trzeba zniszczyć śmiechem, prawda. Po co mamy tutaj jakąś nie wiem agresję do nich w stosunku. Równie dobrze, wie pan, mogliśmy przełamać te bariery i wejść tam dalej, prawda, mogliśmy po prostu szerzyć tą przemoc, ale to nie ma żadnego sensu" (zachowana oryginalna struktura wypowiedzi).

To mówienie o stosach, moherach, zniszczeniu śmiechem miało na celu demonstracyjne okazanie pogardy dla sposobu życia obrońców krzyża, dla systemu wartości i wrażliwości tych ludzi. A ta chęć demonstrowania w przestrzeni publicznej pogardy nie wzięła się znikąd. Jest to powielanie pewnych typów zachowań, które na dobre zadomowiły się w naszej polityczno-medialnej rzeczywistości, głównie, choć nie tylko, za sprawą ekscesów posła Palikota. Jak widzieliśmy, stał się od dla pewnej, mam nadzieję niewielkiej, części społeczeństwa rodzajem duchowego przewodnika, wzorem, który należy naśladować.

[srodtytul]Mroczna przyszłość [/srodtytul]

Niedawne wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu pokazują, jak serwowana nieustannie przez media aberracja zaczyna się przeistaczać w normę. Stosowane przez posła Palikota metody: używanie prowokacyjnych gadżetów, zastąpienie dialogu kpinami i poniżaniem przeciwnika (wszystko z domieszką obłudnych zapewnień o obronie uniwersalnych wartości), stały się dla bezrefleksyjnej części społeczeństwa symbolem nowoczesności czy nawet liberalizmu.

Tym bardziej należy podkreślić, że postawy prezentowane przez uczestników "Akcji krzyż", w żaden sposób nie są przejawem liberalnych wartości. Przeciwnie, za błazenadą tych ludzi kryje się brak jakiejkolwiek tolerancji, pogarda dla wszystkich, którzy mają inny niż oni światopogląd. Ich zachowania, hasła, które wznosili, są równie dużym zagrożeniem dla demokratycznego ładu, jak gorszące zachowania obrońców krzyża, uniemożliwiające jego przeniesienie do kościoła św. Anny.

Tak więc wbrew temu, co pokazywała część stacji telewizyjnych, w poniedziałkową noc przed Pałacem Prezydenckim nie doszło do spotkania liberalnej, otwartej na świat, wesołej młodzieży z garstką fanatyków religijnych. Tamtej nocy po obu stronach ustawionych na Krakowskim Przedmieściu barierek byli wrogowie nowoczesnego, otwartego społeczeństwa. Jaki płynie z tego wszystkiego wniosek? Jeśli władze PO nie powstrzymają posła Palikota, a media dalej będą poświęcały jego wybrykom tak dużo uwagi, to demolująca nasze życie publiczne palikotyzacja będzie zataczać coraz szersze kręgi, a bulwersująca nas obecnie "Akcja krzyż" nie będzie kulminacją, lecz niewinnym preludium czekającego nas politycznego zdziczenia.

Czy naprawdę chcemy przekonać się na własnej skórze, że w polityce też obowiązuje zasada grawitacji?

[i]Autor jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, zastępcą redaktora naczelnego "Przeglądu Filozoficznego"[/i]

Po insynuacjach Janusza Palikota, że to pijany Lech Kaczyński był odpowiedzialny za katastrofę smoleńską, i po publicznym nawoływaniu do rozgrzebywania grobów, w obrębie PO pojawiły się głosy wyzywające do usunięcia posła z Biłgoraja z partii. Ten zagroził, że jeśli do tego dojdzie, to założy własne ugrupowanie polityczne. Prognozował, iż zyska ono poparcie milionów Polaków.

W zorganizowanej w nocy z 9 na 10 sierpnia przed Pałacem Prezydenckim przez pana Dominika Tarasa demonstracji pod nazwą "Akcja krzyż" po raz pierwszy mogliśmy się przyjrzeć potencjalnym aktywistom tej partii. Uczciwie trzeba przyznać, że ludzie ci, idąc za przykładem swego mistrza, wprowadzili do debaty publicznej zupełnie nową jakość.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości