Parytety do Trybunału Konstytucyjnego

Nie ma żeńskiego kodeksu drogowego i męskiego kodeksu drogowego, choć są różnice w naszym zachowaniu za kółkiem. Stworzono natomiast kodeks wyborczy, który wydziela uprzywilejowane pasy do Sejmu – twierdzi Monika Michaliszyn, liderka ruchu antyparytetowego, w rozmowie z Antonim Trzmielem

Publikacja: 08.12.2010 18:26

Monika Michaliszyn

Monika Michaliszyn

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

[b]Parytety uchwalone. A panie – kontestatorki tego pomysłu – przegrałyście. Sprawa zamknięta. [/b]

Przeciwnie. W dzienniku ustaw parytety wciąż się nie pojawiły, więc proces legislacyjny nie jest zakończony. Zwracamy się publicznie do prezydenta RP, by nie składał podpisu, zanim Trybunał nie orzeknie o ich zgodności z konstytucją.

[b]To chyba próżny wysiłek – prezydent Komorowski od dawna popiera parytet. [/b]

Nawet jeśli Bronisław Komorowski osobiście jest za, to jako prezydent Rzeczypospolitej musi wznieść się ponad swoje poglądy, gdy mowa o rzeczy o wiele istotniejszej: o konstytucji. Premier Tusk może pozwolić sobie na niestałość, zmienić własne poglądy o 180 stopni, bo tak mu dziś wygodnie, ale prezydent Komorowski, wybrany w bezpośrednich wyborach, ma inne obowiązki. Konstytucja wyraźnie mówi, że to on dziś stoi na jej straży. To on przysięgał dochować jej wierności, a nie jego środowisko polityczne. I dlatego właśnie jemu nie wolno podpisać aktu naruszającego tak głęboko konstytucyjne fundamenty, zanim Trybunał Konstytucyjny nie wyda wyroku w tej sprawie. Bo wątpliwości są zbyt zasadnicze.

[b]Mianowicie? [/b]

Przede wszystkim wprowadzenie procentów na listach wyborczych łamie zasadę równego prawa do bycia wybieranym. Trybunał Konstytucyjny już w 1994 r. orzekł, że "wszyscy ubiegający się o mandat parlamentarny kandydaci powinni brać udział w kampanii wyborczej na równych zasadach, żadna kategoria kandydatów nie może znajdować się w uprzywilejowanej w stosunku do pozostałych kandydatów pozycji". Podobnie Trybunał, uznając za niedopuszczalne "różnicowanie obywateli ze względu na takie kryteria, które prowadzą do powstania zamkniętych kategorii obywateli o zróżnicowanym statusie prawnym". Przykładem takich kryteriów jest właśnie płeć. Trybunał zwrócił uwagę, że istnienie równych limitów przyjęć na studia medyczne dla kobiet i mężczyzn jest niekonstytucyjne, ponieważ wobec nierównej ilości kandydatów "prowadzi to do stawiania różnych wymagań w kwestii dostępu na studia wyższe". Pytam – czym różni się specjalna ścieżka na studia od specjalnej ścieżki do parlamentu?

[wyimek]To ludzie wybierają ludzi. Efektem stosowania specjalnych praw dla jednej z płci będzie dyskryminacja tej drugiej[/wyimek]

[b]Była pani ekspertem sejmowej komisji pracującej nad ustawą o parytetach. Nie mogła pani na to zwrócić uwagi? [/b]

Lepsze byłoby pytanie, jak sejmowa komisja potraktowała opinie ekspertów. Pięć z sześciu zleconych przez Sejm opinii w sprawie parytetów było bardziej niż krytycznych. Parcie do uchwalenia przepisów było takie, że zdaje się, musiała znaleźć się jakaś pozytywna opinia. Choćby nawet miał ją napisać prawnik wsławiony niegdyś publikacją pt. "Podstawowe prawa i obowiązki obywateli PRL w okresie budowy rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego". Nie zważano po prostu na nic. Nawet na opinię społeczeństwa, którego zaledwie 23 proc. zdecydowanie popiera obowiązkowy parytet (według badań CBOS ze stycznia 2010 r.). W żadnym z polskich sądów nie ma też sprawy dotyczącej dyskryminacji w partiach politycznych ze względu na płeć.

[b]Mówiła pani o tym podczas posiedzeń komisji?[/b]

Na pierwszym posiedzeniu, choć byłam jedynym ekspertem płci żeńskiej, przewodniczący poseł Waldy Dzikowski zupełnie mnie ignorował. A że nie dałam sobie w kaszę dmuchać, to nigdy więcej na posiedzenie mnie nie zaproszono. W stenogramie z kolejnego posiedzenia przeczytałam, że przewodniczący oświadczył, iż teraz "będzie nam łatwiej i szybciej". Z pewnością było łatwiej, niż pomóc kobietom w realnych problemach, by mogły wziąć się za działalność publiczną. Szwecja – państwo społecznej solidarności, nie stosuje parytetu, a kobiet jest tam najwięcej w parlamencie – 39 proc. W Polsce – 21 proc., czyli i tak o 2 punkty procentowe lepiej niż średnia europejska. Zaniża ją Francja – stosująca parytety. Mają je zresztą także takie kraje, jak Afganistan, Argentyna, Bangladesz, Filipiny, Gujana, Irak, Kenia, Tajwan, Tanzania czy Uganda.

[b]Może właśnie w tych krajach parytety są niezbędne, bo kobiety potrzebują takiego wsparcia... [/b]

Czemu mają służyć parytety? Czy chcemy przygotować skróconą ścieżkę do władzy dla niektórych ("ona z parytetu"), czy doprowadzić do absurdalnych precedensów ("Państwowa Komisja Wyborcza nie może zarejestrować listy dwóch tenorów i solistki, bo współczynnik sfeminizowania listy jest za mały o 2 proc.")? Jeśli tak – choć nie zgadzam się z tym, bo to głupie – to okay. Kto ma władzę – może wszystko. Ale w granicach obowiązującego prawa. Ustawy nie mogą uchylać cichcem zasad zawartych w konstytucji. Jeśli już, to trzeba ją zmienić.

[b]Nie przesadzajmy. Są ważniejsze sprawy, niż wpisanie parytetów do konstytucji. [/b]

Z pewnością – są. A parytet, także z pewnością, to temat zastępczy. Ale nie wolno bagatelizować konsekwencji takiego rozwiązania. A przecież jest to precedens, który z całym ładunkiem absurdu rozpączkuje na inne dziedziny życia. Znamy to już z dobrych projektów unijnych, np. wspierających niepełnosprawnych – odrzucanych ze względu na brak parytetu płci. Ważna w tej sprawie jest także wielka polityczna i legislacyjna impertynencja. Lekceważenie społeczeństwa i zasad, na których opiera się prawo. Marginalna grupa odległa od realnych problemów kobiet zgłasza pomysł, władza go nagle kupuje i – nie oglądając się na nic – z pomocą koncernów medialnych go wprowadza. Ciekawe, jak PSL wyjaśnił swoim wyborcom tę nagłą zmianę zdania. To przecież element lewicowej i antykościelnej wizji świata. Przegłosowanie tych zapisów zostało nazwane przez jego pomysłodawczynie "największym zwycięstwem kobiet po 1918". Bardziej adekwatne powinno być: największa manipulacją procesu legislacyjnego od 1918 roku.

[b]Skoro to taka zła ustawa, to czemu nie wzbudziła gorących sprzeciwów? [/b]

Czy wie pan, jakich sztuczek imano się, aby te zapisy łatwiej było przeforsować? Wrzucono je cichaczem do kodeksu wyborczego. Nawet posłowie, którzy byli przeciwko ustawie o parytetach, poparli następnie cały kodeks wyborczy. Kuriozalne. Szkoda, że nie nasuwają się zarazem analogie z pełną niebezpiecznej urzędniczej uznaniowości ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Szkoda, że nie widzi się związku tej sprawy z niedawną nagonką na minister Elżbietę Radziszewską, która przecież była parytetom przeciwna. A pamięta pan spotkanie w Sali Kolumnowej Sejmu rozpoczynające pracę nad ustawą? To był czysty lobbing – na wszelki wypadek nie zaproszono tam nikogo, kto nie był dojść entuzjastyczny wobec parytetów.

[b]Tej konferencji patronował nie kto inny jak Bronisław Komorowski, wówczas marszałek Sejmu, na którego weto dziś pani liczy. [/b]

Nie musi niczego wetować. Jego obowiązkiem – właśnie jako prezydenta – jest zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego. Wystarczy, aby udowodnić społeczeństwu, że pochopnym podpisem nie zamieni kobiet w nową polityczną paprotkę, która nic nie może, a jedynie przysłania mechanizmy władzy.

[b]Jak chce pani przekonać prezydenta? [/b]

Tu argumenty powinny być rozstrzygające. Naruszenie choćby jednego zapisu konstytucji wystarczy do uchylenia parytetów. Tu jest ich wiele – obok wskazanych wyżej, parytety łamią także zasadę swobody działania partii politycznych, którą gwarantuje art. 11 konstytucji. Wszelkie regulacje dotyczące kształtu i funkcjonowania partii politycznych powinny leżeć w gestii samych partii. Weźmy do ręki tekst o polskiej konstytucji autorstwa prof. dr. hab. Lecha Garlickiego, sędziego – niegdyś polskiego Trybunału Konstytucyjnego, a dziś Europejskiego Trybunału Praw Człowieka: "uznanie, iż między kobietami a mężczyznami zachodzą obiektywne różnice tak dalekie, że wykluczone jest traktowanie ich jako podmioty "podobne", może następować tylko w sytuacjach wyjątkowych i oczywistych; zasadą winno być uznanie, że obie płcie tworzą – jedną kategorię podmiotów".

[b]Chce pani powiedzieć, że między mężczyzną a kobietą nie ma zasadniczych różnic? [/b]

W świetle prawa jesteśmy po prostu ludźmi. To ludzie wybierają ludzi. To fundament. Efektem stosowania specjalnych praw dla jednej z płci będzie dyskryminacja tej drugiej. Nie ma żeńskiego kodeksu drogowego i męskiego kodeksu drogowego – mimo że są pewne różnice w naszym zachowaniu za kółkiem. Stworzono natomiast kodeks wyborczy, który wydziela uprzywilejowane pasy do Sejmu. Panie na lewo, panowie na prawo...

[i]Monika Michaliszyn była inicjatorką ruchu społecznego przeciw parytetom, ekspertem komisji sejmowej pracującej nad tym zagadnieniem. Jest wykładowcą Katedry Bałtystyki Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertem ds. zagadnień energetycznych w regionie Morza Bałtyckiego[/i]

[b]Parytety uchwalone. A panie – kontestatorki tego pomysłu – przegrałyście. Sprawa zamknięta. [/b]

Przeciwnie. W dzienniku ustaw parytety wciąż się nie pojawiły, więc proces legislacyjny nie jest zakończony. Zwracamy się publicznie do prezydenta RP, by nie składał podpisu, zanim Trybunał nie orzeknie o ich zgodności z konstytucją.

Pozostało 96% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości