Przede wszystkim wprowadzenie procentów na listach wyborczych łamie zasadę równego prawa do bycia wybieranym. Trybunał Konstytucyjny już w 1994 r. orzekł, że "wszyscy ubiegający się o mandat parlamentarny kandydaci powinni brać udział w kampanii wyborczej na równych zasadach, żadna kategoria kandydatów nie może znajdować się w uprzywilejowanej w stosunku do pozostałych kandydatów pozycji". Podobnie Trybunał, uznając za niedopuszczalne "różnicowanie obywateli ze względu na takie kryteria, które prowadzą do powstania zamkniętych kategorii obywateli o zróżnicowanym statusie prawnym". Przykładem takich kryteriów jest właśnie płeć. Trybunał zwrócił uwagę, że istnienie równych limitów przyjęć na studia medyczne dla kobiet i mężczyzn jest niekonstytucyjne, ponieważ wobec nierównej ilości kandydatów "prowadzi to do stawiania różnych wymagań w kwestii dostępu na studia wyższe". Pytam – czym różni się specjalna ścieżka na studia od specjalnej ścieżki do parlamentu?
[wyimek]To ludzie wybierają ludzi. Efektem stosowania specjalnych praw dla jednej z płci będzie dyskryminacja tej drugiej[/wyimek]
[b]Była pani ekspertem sejmowej komisji pracującej nad ustawą o parytetach. Nie mogła pani na to zwrócić uwagi? [/b]
Lepsze byłoby pytanie, jak sejmowa komisja potraktowała opinie ekspertów. Pięć z sześciu zleconych przez Sejm opinii w sprawie parytetów było bardziej niż krytycznych. Parcie do uchwalenia przepisów było takie, że zdaje się, musiała znaleźć się jakaś pozytywna opinia. Choćby nawet miał ją napisać prawnik wsławiony niegdyś publikacją pt. "Podstawowe prawa i obowiązki obywateli PRL w okresie budowy rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego". Nie zważano po prostu na nic. Nawet na opinię społeczeństwa, którego zaledwie 23 proc. zdecydowanie popiera obowiązkowy parytet (według badań CBOS ze stycznia 2010 r.). W żadnym z polskich sądów nie ma też sprawy dotyczącej dyskryminacji w partiach politycznych ze względu na płeć.
[b]Mówiła pani o tym podczas posiedzeń komisji?[/b]
Na pierwszym posiedzeniu, choć byłam jedynym ekspertem płci żeńskiej, przewodniczący poseł Waldy Dzikowski zupełnie mnie ignorował. A że nie dałam sobie w kaszę dmuchać, to nigdy więcej na posiedzenie mnie nie zaproszono. W stenogramie z kolejnego posiedzenia przeczytałam, że przewodniczący oświadczył, iż teraz "będzie nam łatwiej i szybciej". Z pewnością było łatwiej, niż pomóc kobietom w realnych problemach, by mogły wziąć się za działalność publiczną. Szwecja – państwo społecznej solidarności, nie stosuje parytetu, a kobiet jest tam najwięcej w parlamencie – 39 proc. W Polsce – 21 proc., czyli i tak o 2 punkty procentowe lepiej niż średnia europejska. Zaniża ją Francja – stosująca parytety. Mają je zresztą także takie kraje, jak Afganistan, Argentyna, Bangladesz, Filipiny, Gujana, Irak, Kenia, Tajwan, Tanzania czy Uganda.