Dziś bardziej przypominają te, jakie z Rosją mają państwa bałtyckie. Szybciej zmierzamy do Europy. Język rosyjski szybko wychodzi z codziennego użycia. Pewnie za kilka lat wyprze go angielski. Wojna przyspieszyła ten proces. Rosja wciąż chce nami sterować, ale to jest nie do zaakceptowania, gdyż jesteśmy krajem suwerennym. Chcemy współpracować z nią na równych zasadach, jak bracia. Ale nie jak starszy brat z młodszym, którego czasem można kopnąć. Nie podoba mi się to. Jeśli będziemy szanowani i traktowani godnie, wtedy myślę, że relacje z Rosją mogą się poprawić. Wciąż uważam, że potrzebujemy siebie nawzajem, tak jak po wojnie Holandia potrzebowała Niemiec, które ją okupowały. Potrzeba było trzech pokoleń, by relacje się unormowały. Dziś nie mamy problemów. Jednak Niemcy po wojnie nie okazywali wrogości. Chcieli się zmieniać, wprowadzać reformy. Rosja nie czyni takich wysiłków.
Od trzech lat ma pani gruzińskie obywatelstwo. Czuje się pani Gruzinką?
Czuję się Europejką. Gruzja jest krajem europejskim. To w Gruzji odkryto jedne z najstarszych czaszek ludzkich na kontynencie europejskim. Jedna z pierwszych europejskich osad została odkryta w Dmanisi w Gruzji. Gruzini mówią, że w pewien sposób jestem bardziej gruzińska niż przeciętny Gruzin. Dobrze mówię po gruzińsku, kultywuję zwyczaje, obchodzę święta, próbuję gotować gruzińskie potrawy.
A na kogo wychowuje pani synów?
Pośrodku. Holendrzy są bardzo oszczędni. Mają szacunek do pieniądza. Gruzini chcą wszystko od razu. Nie mam pieniędzy, ale chcę mieć duży samochód. Biorę kredyt. Gruzini lubią prestiż. Holendrzy są bardziej pragmatyczni: jak zacznę oszczędzać, to potem będę mógł sobie pozwolić na zakup. Są cierpliwi. Wierzą, że z każdego grosza urośnie duża suma. Gruzini tacy nie są. Nie oszczędzają, ale to się zmieni.
To było szokujące?
Tak, ale też bardzo interesujące. Gdy byliśmy w Ameryce, mój mąż studiował, a ja pracowałam za małe pieniądze. Pewnego dnia przedstawił mi kogoś: "To gruziński student, potrzebuje pomocy, 100 dolarów". Powiedziałam, że to dużo i spytałam, kiedy zamierza zwrócić. "Nigdy nie zadawaj takiego pytania. Pewnego dnia my możemy być w potrzebie" – zareagował Micheil. Odpowiedziałam: "Prawdopodobnie stracimy te 100 dolarów. Nie podoba mi się to. Na to trzeba pracować 7 godzin!". Teraz już więcej rozumiem. Gruzini to przyjacielski naród. Chcą ofiarować ci serce, by pokazać, jak daleko sięga przyjaźń.
Pani uczy chłopców oszczędzania?
Tak! I żeby byli cierpliwi. I że z małych rzeczy mogą zrobić się rzeczy duże. Ale jednocześnie chcę, żeby byli dumni, iż są Gruzinami i kochali swój kraj. By byli dumni z historii i swoich przodków. Chcę też, by byli wychowani w tradycji chrześcijańskiej.
W jakim języku rozmawiacie?
Po holendersku, ale tylko ode mnie mogą się go nauczyć. Ojciec rozmawia z nimi po gruzińsku. Ze sobą rozmawiamy w różnych językach. Gdy się spieszę, to mówię po gruzińsku. Gdy chcemy o czymś podyskutować – po angielsku.
Pani mąż często jest oskarżany przez opozycję o autorytarne rządy. Jak pani na to reaguje?
Niech krzyczą, w porządku. Potrzebujemy opozycji. Wiem, że większa część narodu popiera mojego męża. Ale czasem reform nie da się łatwo przeprowadzić. Rozmawiam o tym z mężem. Proszę sobie wyobrazić, że ludzie byli przyzwyczajeni do płacenia łapówek, by na przykład wyjść z więzienia czy dostać dyplom. Kto miał pieniądze, mógł sobie zaplanować życie: "Jeśli chcę mieć dyplom, zapłacę". To była elita, przyzwyczajona do przywilejów. Teraz to się skończyło i ludzie protestują. Część społeczeństwa uważa też, że za dużo wydajemy, np. na budowę parków rozrywki. Kiedyś też tak myślałam. Pamiętam, kiedy George Bush miał przyjechać do Tbilisi, odnawialiśmy wszystkie fasady domów. Mówiłam: "Za fasadami tych domów jest bieda, jej nie uda się ukryć". Mój mąż odpowiedział: "Owszem. Ale nie zapominaj, że musimy pokazać, iż istnieje inna Gruzja. Może wtedy, jak do państw bałtyckich, zaczną przyjeżdżać inwestorzy i zagraniczni turyści". I tak się stało.
Przyznała mu pani rację.
Tak, zmieniłam zdanie. Takie podejście działa. Dziś mamy pieniądze na poprawę systemu społecznego. Krok po kroku coraz bardziej zagłębiamy się w jego reformę i wychodzimy poza malowanie fasad. W Batumi na przykład nie sposób przejść przez połowę miasta, bo wszystko jest dziś odnawiane.
Jak ocenia pani męża jako prezydenta? A jaki jest w domu?
On nie potrafi tego oddzielić. Zawsze będzie politykiem. Zawsze jest prezydentem kraju, nawet wtedy, gdy jest ojcem i mężem. Bardzo go cenię jako prezydenta. Nie ma wystarczająco czasu dla dzieci, to jasne. Dlatego czasem muszę też być dla nich ojcem. Kiedyś powiedziałam mu jednak: "Najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić jako ojciec i prezydent, to zostawić im lepszy kraj". Jeśli w 100 proc. skoncentruje się na swojej pracy i na Gruzji, dzieci będą z niego dumne. Będzie jak ojciec założyciel – mimo przeszkód uczynił z Gruzji kraj niepodległy, demokratyczny, europejski. Jest nie tylko przywódcą Gruzji. Na Gruzję patrzą też przecież mieszkańcy Azerbejdżanu, Armenii, Kazachstanu, a nawet Ukrainy. To, co się dzieje w Gruzji, inspiruje ich.
Co będą państwo robić, gdy mąż przestanie być prezydentem?
Zostaniemy w Gruzji. Mój mąż zawsze będzie odgrywał ważną rolę w polityce. Jest urodzonym przywódcą. Ludzie go lubią. Ma wizję. Wie, dokąd zmierza Gruzja. Jest jak chodząca encyklopedia. Czy to Syberia, czy Kuwejt, wie wszystko. Kto rządzi, jakie wprowadza reformy, jak wygląda sytuacja gospodarcza. I zawsze myśli, co Gruzja może z tego wykorzystać. Po wojnie z Rosją przyszły do nas inwestycje, przyjechali turyści, miasta są odnawiane. Gruzja jest przodującym krajem w regionie. Niemal całkowicie sprywatyzowaliśmy służbę zdrowia. Pokazujemy nowinki technologiczne – w medycynie, edukacji, architekturze. Jesteśmy jak eksperymentalne laboratorium na Kaukazie. Znieśliśmy obowiązek wizowy, ludzie z innych krajów mogą do nas przyjechać. Na granicy nie płacą łapówek. W miastach są nowe budynki, ludzie są szczęśliwsi niż 10 lat temu. Doganiają Europejczyków. Jestem z Gruzji dumna.
Sandra Elisabeth Roelofs urodziła się w Holandii. Z wykształcenia jest filologiem. Żona Micheila Saakaszwilego, od 2004 pierwsza dama Gruzji