A jeżeli już w debacie publicznej pojawia się ten temat, to na ogół w kontekście sporu o liczbę wysiedlonych. Rozbieżności są spore, bo według jednych ofiarą wywózek padło ponad 300 tysięcy ludzi, według innych – nawet półtora miliona.
Za tymi suchymi liczbami kryje się jednak ludzka gehenna, o której od lat przypomina zasłużone lubelskie wydawnictwo Norbertinum. Jego nakładem ukazał się właśnie IX tom cyklu „Z nieludzkiej ziemi” – „Pamiętnik z Sybiru” Bronisławy Ciebiery. To dokument wyjątkowy, bo w przeciwieństwie do wspomnień, których po wojnie zesłańcy napisali sporo, był sporządzany na bieżąco.
Ciebiera nie pisze o wielkiej polityce czy działaniach wojennych. To opowieść wiejskiej dziewczyny z powiatu Buczacz, która przez bolszewików została uznana za „wroga ludu”. Gdy w 1940 roku została deportowana do Krasnojarskiego Kraju, miała 17 lat. Trafiła do czegoś w rodzaju obozu pracy, który niewiele różnił się od łagru. Cała rodzina została zatrudniona do katorżniczej pracy. Wykonywała ją za śmieszne pieniądze, z których potrącano opłatę za koszty podróży z Polski (!). Podobnie jak w łagrze obowiązywała wyśrubowana norma, a ucieczki były surowo karane.
„Stoimy po kostki w błocie, a mróz sięga -40 stopni. Rąbiemy ziemię kilofami i toporami” – pisała. 17-latka m.in. kopała kanały, wyładowywała wagony z węglem i rąbała krę na rzece. Wielu Polaków, z którymi pracowała, zmarło z wyczerpania.
„Pamiętnik” to nie tylko wstrząsające świadectwo polskiej martyrologii, ale także znakomity opis sowieckiej beznadziei. W 1942 roku autorka trafiła do kołchozu „Szczęśliwe życie”: „Większość domów to wkopane w ziemię nory. W całej wiosce są tylko trzy domy drewniane. Deski odpadają, wybite okna pozatykano dyktami. Rozwalone płoty, kupy śmieci i słomy. Zwierzęta toną w gnoju, dachy dziurawe, ściany odrapane, drzwi pourywane. Wszędzie walają się rupiecie. Kurz, chwasty, wszystko zaniedbane”.