Niebo według Donalda Tuska

Nawet, gdyby miały się połączyć przeciwko polityce Tuska Real Madryt i Barcelona albo Wilk z Zającem, i tak będzie to lepsze niż kolejne stracone nadzieje Polaków

Publikacja: 29.04.2011 09:21

Niebo według Donalda Tuska

Foto: W Sieci Opinii

Im bliżej wyborów, tym śmieszniejsza staje się błazenada, jaką funduje nam rząd Donalda Tuska. Oto premier chwyta za róg bawoli i dmie w niego z całej siły, by świat usłyszał, jak wielka dzieje mu się krzywda. Bo jedna z partii opozycyjnych chce odwołania zadufanego w sobie i przeczącego co chwilę nie tylko słowom wybitnych ekonomistów, ale także nawet własnym sprzed tygodnia, ministra finansów. Bo druga z partii opozycyjnych chce odwołania innego ministra, który po nagłym ataku Kataru przejdzie do historii jako zarządca skarbu z alergią na sensowne prywatyzacje. Tusk wie, że obaj utrzymają stołki, bo większość posłów działa dziś na pilota: podnieś rękę, naciśnij przycisk, idź do domu, czekaj na sms-a – wystarczą cztery guziki. Ale premier drży na myśl, że krytykować będzie go teraz nie tylko PiS. "Czerwoni zdradzili" - szepcze się w ławach poselskich PO.

Kiedyś wystarczyło wypuścić z klatki schodowej Palikota, by rzucił się z rozwartą paszczą na każdego, kto śmiał podnieść rękę na pana Tuska, a dziś? Niesiołowski siwieje z braku nowych odzywek, Kutz nie potrafi zdania sklecić, by mu nie skoczyło ciśnienie, a Nitras szkoli się z propagandy tak namiętnie, że sam padł jej ofiarą podczas wykładu mistrza z Nowego Meksyku, który wkręcił platformerskich spryciarzy jak kołki w ścianę. Dlatego Tusk nie czeka i przystępuje do kontrataku.

Wnioski o dymisje swoich ministrów nazywa zaczynem koalicji SLD i PiS. Trudno uwierzyć, że wierzy w tę koalicję. Raczej w totalną głupotę swojego elektoratu, który przynajmniej w części pakuje się już do szalup ratunkowych i rezygnuje z dalszego rejsu na platformerskim Titanicu. Więc Tusk nawołuje: „Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują - chociaż niebo nie ma z tym nic wspólnego - że są plany bardzo konkretnej współpracy pomiędzy panami Napieralskim i Kaczyńskim, nie tylko jeśli chodzi o wota nieufności, chociaż w tym przypadku bardzo harmonijnie podzielili się rolami, ale także o przyszłość po wyborach. Ja uważam, że to jest bardzo realny problem. W mojej ocenie współpraca SLD i PiS, i planowane wspólne działania także po wyborach to realne zagrożenie”.

Czy zwrócili Państwo uwagę na to doskonałe wplecenie nieba w kwestie stricte polityczne? Następnym razem premier nazwie PiS mocami piekielnymi, a SLD potomkami Lucyfera. On zaś – archanioł Donald na czele anielskich zastępów PO i PSL chce tylko jednego – żeby tu na ziemi żyło się lepiej. „Za kilka miesięcy Polacy staną przed wyborem - albo poprą rządzącą koalicję PO-PSL z jej wszystkimi zaletami i wadami, albo rodzącą się koalicję PiS i SLD, charakteryzującą się niechęcią do tego, co jest polskim sukcesem” – tako rzecze szef szefów, a kto się temu sprzeciwi, będzie się smażył na grillu. Wtrącić trzy grosze do kolejnej ściemy premiera, byłoby niegodne. Dwa wystarczą.

Po pierwsze Tusk, wspominając o koalicji rządowej zapomniał do PO i PSL dodać kilku równie ważnych skrótów, spośród których szczególnie ważny będzie brzmiał: TVN. Jeśli telewizja Piotra Waltera poświęca kolejne wejścia w „Faktach” na uprawdopodobnienie każdej bzdury rzuconej przez Tuska, a wczoraj trąbiła o koalicji SLD i PiS, to czy rozszyfrowanie TVN jako Tusk Vision Network pozostaje krzywdzące? A to przecież, jak wiadomo, jedynie wisienka na wielkim torcie z prorządowymi wiadomościami do dmuchania. Kiedyś, gdy kamery śledziły budowę mostu, a potem pokazywano to w Polskiej Kronice Filmowej, normalni ludzie mówili, że to komunistyczna propaganda. Dziś TVN-owski śmigłowiec za ciężkie pieniądze jest wykorzystywany do tego, by pokazać kolejne etapy budowy na kolejnych budowach etapu, bo przecież mądrość etapu jest najważniejsza.

I grosz drugi, ostatni, jak ostatnie są podrygi tego rządu w wersji polukrowanej. Dzień za dniem pękają kolejne balony. Oto szef komisji „Przyjazne Państwo”, następca człowieka, od którego każdy musiał być lepszy, zaprasza na posiedzenie sejmowej komisji lobbystę, ale przedstawia go jako swojego doradcę. Skutek jest taki, że gość wciska posłom ciemnotę, co zrobić, by „żyło się lepiej”, lecz nie wszystkim, tylko jego firmie. Miał obowiązek wpisać swój fach do dokumentów, ale nie wpisał. W aferze hazardowej też tak było – Zbychu pewnie miał się spotkać pod cementownią, ale mu się pochrzaniło i spotkał się pod cmentarzem. Rychu chciał przelobować bramkarza w komputerowej grze w piłkę nożną, a przelobbował Zbycha i Mira, a Miro miał przyznać, że Polska to dziki kraj, ale dopóki go dzikusy wybierały, nie chciał z nimi zadzierać.

Po prostu: miało być inaczej. Z Katarem, z konsekwencjami w ministerstwie obrony, z sytuacją na kolei, z niezależnością prokuratury, z piętnowaniem korupcji, z cenami paliw, z przerostem biurokratyzacji, z zakładaniem firmy w jednym okienku, z wyjaśnieniem przyczyn tragedii w Smoleńsku, z polityką wschodnią, z polityką zachodnią, z autostradami, ze służbą zdrowia, z pensjami nauczycieli, z wolnością gospodarczą, z niezależnością dziennikarską, z mową nienawiści, z mową miłości, z szacunkiem dla wiary. Ale było, jak było, a jak było, to przecież sam premier wie najlepiej. Czy zatem naprawdę tak zdolny propagandzista, słońce pijaru, postrach dolomickich stoków jest dziś w stanie wymyślić tylko tyle, że zgłoszenie wotum nieufności wobec słabych ministrów oznacza koalicję partii opozycyjnych?

Panie premierze, niech Pan powie – co mają robić ludzie, nie celebryci, którzy uważają, że prowadzi Pan Polskę na środek pustyni, gdzie nie ma już nie tylko wody, ale także cukru, benzyny, pracy, a nawet honoru i szacunku. Nawet, gdyby miały się połączyć przeciwko Pańskiej polityce Real Madryt i Barcelona, albo Wilk z Zającem, i tak będzie to lepsze niż kolejne stracone nadzieje Polaków.    ?

Im bliżej wyborów, tym śmieszniejsza staje się błazenada, jaką funduje nam rząd Donalda Tuska. Oto premier chwyta za róg bawoli i dmie w niego z całej siły, by świat usłyszał, jak wielka dzieje mu się krzywda. Bo jedna z partii opozycyjnych chce odwołania zadufanego w sobie i przeczącego co chwilę nie tylko słowom wybitnych ekonomistów, ale także nawet własnym sprzed tygodnia, ministra finansów. Bo druga z partii opozycyjnych chce odwołania innego ministra, który po nagłym ataku Kataru przejdzie do historii jako zarządca skarbu z alergią na sensowne prywatyzacje. Tusk wie, że obaj utrzymają stołki, bo większość posłów działa dziś na pilota: podnieś rękę, naciśnij przycisk, idź do domu, czekaj na sms-a – wystarczą cztery guziki. Ale premier drży na myśl, że krytykować będzie go teraz nie tylko PiS. "Czerwoni zdradzili" - szepcze się w ławach poselskich PO.

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości