Wczorajszego poranka w radiowej Trójce pani B. Płomecka, korespondentka tej rozgłośni w Brukseli, z trwogą informowała, iż "oszczerczego ataku" Z. Ziobro na premiera Tuska w Parlamencie Europejskim nie odnotował żaden belgijski dziennik. Cisza jak makiem zasiał. Potem raczyła stwierdzić, że tego rodzaju dyskusje to brukselski chleb powszedni, że prawdziwą "jazdę" w PE wywołało wystąpienie eurosceptyka W. Orbana sprzed sześciu miesięcy; sam D. Cohn-Bendit miał wówczas ostentacyjnie odmówić udziału w uroczystej kolacji wydanej przez węgierskiego premiera. W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję: cóż to za argument, że ten chamski lewak o obrzydliwych skłonnościach miał nie chcieć zasiąść do wspólnego stołu z W. Orbanem? Miało to ugodzić w dobre imię węgierskiego przywódcy? Moim zdaniem było dlań najlepszą rekomendacją. Ta coraz częstsza, opacznie rozumiana poprawność polityczna młodych reporterek/reporterów (vide: nijaki Nogaś) pani Janion nie tylko zniechęca słuchacza do Trójki, ale każe pytać o elementarne priorytety tej rozgłośni.
Powróćmy do meritum. Otóż niespełna minutowe wystąpienie Ziobry, prócz rytualnych konwulsji u polityków PO i SLD (oraz prezenterów/prezenterek TVN) nie wzruszyło, nie mówiąc o oburzeniu, nikogo. Nie dziwota, eurodeputowany PIS w spokojnych słowach wspomniał jedynie, iż w Polsce nie istnieje taki raj, jaki nakreślił w swym wystąpieniu premier Tusk i które przypieczętował europejski salon lewacko-libertyński z szefem socjalistów M. Schultzem na czele. Wspomniał przy tym o skandalicznej akcji ABW w domu studenta - administratora satyrycznej strony na temat osoby publicznej - B. Komorowskiego.
"Gazeta Wyborcza" nie przejęła się brakiem zainteresowania europejskich mediów "skandalem" wywołanym przez Z. Ziobro. Bazując na wypowiedziach "byłego polityka PIS" (Miśka K.?) ocenia, że były minister sprawiedliwości gra na wyborczą porażkę... PIS: