Subotnik Ziemkiewicza
Przed wielu, wielu laty, w czasach tak zamierzchłych, że Wałęsa walczył wtedy jeszcze o sprawiedliwość społeczną, a Michnik o wolność słowa, na moim blokowisku zrobił ktoś nietypowy napis na murze. W odróżnieniu od większości anonimowych (źle by się dla nich to skończyło, gdyby nie byli anonimowi) autorów, haftujących sprejem standardowe „WRONA SKONA" czy „JUNTA JUJE", albo rysujących kotwice „Solidarności", które za dnia zamazywacze przerabiali na bałwanki, i którym z kolei w nocy niewidzialna ręka dorysowała ciemne okulary, tak że zamazywaczom pozostawało już potem tylko zasmarować całość równo ? owoż, w odróżnieniu od całej tej żywiołowej naściennej wojny ów ktoś napisał po prostu: „JEST DOBRZE!"
Gorliwi zazwyczaj zamazywacze nie bardzo wiedzieli, co zrobić z hasłem nielegalnym w sposobie powstania, ale zarazem tak doskonale zgodnym z linią, i na czas namysłu pozostawili napis w spokoju, także przez długich kilka dni pobudzał do refleksji wszystkich spieszących z osiedla do przystanku albo z powrotem. I bodaj czy nie robił tego skuteczniej, niż wszystkie inne. W końcu w tym absurdalnym i wieloznacznym „JEST DOBRZE!", do dziś nie wiem, z jakich właściwie pozycji i
Wspomnienie tego ? jak to potem zaczęto nazywać ? graffiti wróciło do mnie przy lekturze polemiki redaktora Gadomskiego z „Gazety Wyborczej" z moim tekstem „Nasze wielkie greckie zapusty". Sposób, w jaki redaktor Gadomski zapewnia, że „jest dobrze", godzien jest zanotowania, choćby po to, by przypomnieć mu te polemiczne wygibasy za czas jakiś. Oto, przygotowawszy sobie pole przypomnieniem, że Ziemkiewicz kiedyś pisał książki fantastyczne i gołosłownym stwierdzeniem, że jego zdaniem się nie znam na gospodarce, odnosi się Gadomski konkretnie do dwóch poruszonych przeze mnie problemów. Po pierwsze, do faktu, iż Polska eksportuje fachową siłę roboczą, a po drugie, że nasze zadłużenie sięga około 55 proc. PKB. Zacznę od sprawy drugiej, bo Gadomski używa tu argumentu debilnego, powszechnie stosowanego do medialnego duraczenia osób niezorientowanych. Cóż to jest, powtarza w duchu partyjnych „przekazów dnia", nasze 55 proc. wobec greckich 140 proc. Pewnie, można się tak bawić, można nawet powiedzieć ? a Japonia to ma ponad 200 proc. i jakoś żyje! Ale można też przypomnieć, że Irlandia zaczęła mieć kłopoty ze spłacaniem swojego długu już poniżej 40 proc. a taka na przykład Argentyna w momencie finansowej katastrofy miała długu, zarówno liczonego w liczbach bezwzględnych, jak i w proporcji do PKB, znacznie mniej niż Polska. No i co?
No i to, że taki znawca, orzekający, z jakim kto skutkiem może się zajmować gospodarką, a komu wolno tylko fantastyką, powinien wiedzieć, iż rzecz nie w proporcji długu do PKB, tylko w jego wiarygodności kredytowej, to znaczy w ocenie tak zwanych „rynków finansowych", czy dłużnik odda lichwiarzom pieniądze wraz z naznaczonym procentem, czy czas go już ścisnąć za gardło i wydusić co się da, bo idzie do nieuchronnego bankructwa. Jaśnie pan hrabia mógł się zapożyczać na dwukrotną wartość swego pałacu, bo uważano, że jak nie on sam, to w ostateczności spłacą utracjusza krewni, a biednemu szewcowi przysyłano komornika i zabierano warsztat pracy już przy drobnym zachwianiu „płynności" i próżno się bożył, by go nie rujnować, bo jak tylko wyzdrowieje i stanie na nogi, wszystko jeszcze zdoła odrobić. My się na takie gwarancje jak Grecja nie łapiemy, więc na spokojne dociągniecie do 140 proc. ? a nawet do, powiedzmy, 60 ? może liczyć tylko idiota. Pan Gadomski niewątpliwie takowym nie jest. Pan Gadomski po prostu z jakichś powodów uważa za swój obowiązek dowodzić, że „jest dobrze". Co powie, jak lichwiarze nagle przystąpią do ataku na osłabioną gospodarkę, tak jak niedawno zaatakowali włoskie papiery dłużne? Z góry się domyślam, że to samo, co cała rządząca ferajna: że to wina spekulantów, agencji ratingowych, irracjonalnej paniki, trudnej sytuacji międzynarodowej, zwykłego pecha i w ogóle wszystkiego i wszystkich, tylko nie naszego ukochanego panującego, który „musi".