Nie będzie fraternizacji w sosnowieckim samorządzie. Radna Halina Sobańska z SLD zażądała zakazu zwracania się po imieniu do kobiet. W tym celu wyzwolona działaczka SLD opracowuje kanon kultury radnego, który ma zakazywać m.in. spóźniania się, rozmów telefonicznych podczas obrad czy niegrzecznego przerywania cudzych wystąpień. Dlaczego jednak nie będzie można zwracać się do kobiet po imieniu?  

Wszystko to przez komisję, na którą zaproszono Sobańską w charakterze eksperta i szefową wydziału ochrony środowiska. Jeden z radnych udzielił znajomej naczelniczce głosu, mówiąc: "Wandziu, co dla nas przygotowałaś?". Wtedy Sobańska nie wytrzymała i głośno skarciła kolegę, który poprawił się i już do końca trzymał się oficjalnych zwrotów.

Wiem, że on nie miał złych zamiarów, ale nieświadomie zastosował jedną z technik dominowania, jakie w odniesieniu do kobiet już w latach 70. opisała norweska psycholożka Berit As. Kokietowanie i infantylizacja, podobnie jak szowinistyczne dowcipy z podtekstem seksualnym, są z pozoru przyjacielskie i niewinne, a w rzeczywistości mają obezwładnić kobietę, zbić ją z tropu, zmieszać, uczynić niewidzialną w przestrzeni publicznej - mówi Sobańska, która lansuje też nadawanie żeńskich końcówek nazwom stanowisk, np. dyrektorka, kierowniczka, naczelniczka, prezydentka, a nawet ministerka lub ministra, bo takie formy podkreślają, że godność i kompetencja nie są zarezerwowane wyłącznie dla jednej płci.

(...) Radna przyznaje się, że ostatnio zachęca do buntu jedyną z kobiet wiceprezydentów w Sosnowcu. - Dlaczego pozwalasz prezydentom mówić do siebie "Agnieszko", przecież do nich nikt nie odzywa się per Kaziu czy Rysiu! - przekonuje Agnieszkę Czechowską-Kopeć. - Nie obchodzi mnie argument, że rozmówcy są w zażyłych stosunkach i znają się kopę lat. Ludzie władzy w oficjalnych sytuacjach powinni być wzorem poprawności i muszą używać oficjalnych form - dodaje Sobańska.

To się nazywa polityczna poprawność w wydaniu lokalnym. Samotna walka radnej Sobańskiej powinna na stałe wejść do kanonu polskiego feminizmu. Zastanawiamy się jednak, czy propozycje startu z list lewicy "ekspertki" od tańców na rurze oraz skoczne pląsy z podtekstem erotycznym "Aniołków Napieralskiego" to nie są gorsze przejawy seksistowskiego traktowania kobiet niż owo skandaliczne "Wandziu, co dla nas przygotowałaś"?