Reklama

Bezmiar nieodPOwiedzialności

Usunięcie Klicha (a także innych elementów układanki - m.in. Arabskiego, Grasia, Sikorskiego) może wywołać efekt domina, którego premier się obawia

Publikacja: 29.07.2011 13:25

Bezmiar nieodPOwiedzialności

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Nawet publicyści życzliwi Platformie Obywatelskiej często wskazywali, że premier winien był zdymisjonować B. Klicha jako ministra odpowiedzialnego politycznie za to, co się dzieje w polskich siłach zbrojnych, w tym w słynnym 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego - jednostce zapewniającej loty krajowe i zagraniczne najważniejszym przedstawicielom polskich władz. Nie licząc osobników fanatycznie oddanych partii D. Tuska (i tak samo nienawidzących PiS), wszyscy intuicyjnie czują, że odejście ministra obrony i szefa Biura Ochrony Rządu byłoby minimalną i pożądaną reakcją na ogrom tragedii, jaka spotkała Rzeczpospolitą dnia 10 kwietnia 2010 r.

 

Ani sami zainteresowani, ani ich przełożony - D. Tusk, wbrew tym opiniom, nie poczuwali się dotychczas do oczekiwanego gestu; zaszczyty, apanaże związane z piastowaniem najważniejszych funkcji w administracji rządowej, wreszcie personalno-biznesowe układziki przeważyły szalę. Pokazały zarazem podwójne standardy panujące w rządzie; nie sposób bowiem dostrzec logikę w tłumaczeniach Tuska nad motywami odwołania z rządu ministra Z. Ćwiąkalskiego i pozostawienia w nim B. Klicha; wszak podstawa - odpowiedzialność polityczna - jest w obu przypadkach analogiczna. Przypomnijmy przy okazji "imponujący" bilans ministrowania psychiatry z Krakowa: łącznie, w okresie od objęcia przez niego urzędu, tylko w wyniku katastrof lotniczych zginęło 121 osób (styczeń 2008 - katastrofa wojskowej CASY, w której zginęło 20 osób; luty 2009 - spada wojskowy helikopter Mi-24D, ginie jeden pilot; marzec 2009 - rozbija się samolot Bryza - giną 4 osoby; kwiecień 2010 - 96 osób ponosi śmierć w wyniku katastrofy Tupolewa 154 M).

 

Mimo, że decydenci rządowi zdają sobie świetnie sprawę z tych kompromitujących danych (polskie wojsko, administracja publiczna najwyższego szczebla, nie poniosły tak dotkliwych strat ludzkich od zakończenia II Wojny Światowej), nie opuszcza ich dobre samopoczucie, przeświadczenie o swej wyjątkowości i niewzruszalności.

Reklama
Reklama

 

W kwietniu 2010 r., kilkanaście dni po katastrofie rządowego Tupolewa w Smoleńsku B. Klich zastrzegał: "Nie podam się do dymisji. To oznaczałoby wzięcie odpowiedzialności za tę katastrofę”.

 

W styczniu 2011 r. dodał: "Uważam, że prace trzeba wykonać do końca. Ministrem się bywa, a odpowiedzialnym się jest. A ja odpowiedzialności nie unikam. Poczuwałem się i poczuwam do odpowiedzialności za wszystkie decyzje, które podjąłem”.

 

Ile znaczą słowa obecnego Ministra Obrony Narodowej, mogliśmy przekonać się wielokrotnie. Choćby wczoraj, kiedy w jednym z dzienników wskazano przerażające fakty:

Reklama
Reklama

 

"Pułkownik Mirosław Jemielniak, obecny szef 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, został trzy lata temu wskazany jako współodpowiedzialny za katastrofę wojskowej CASY. Teraz dba o bezpieczeństwo lotów z VIP-ami. Nominację (awans) na to stanowisko uzyskał już po katastrofie z 10 kwietnia”.

 

Podobną nominację, w podobnym czasie otrzymał gen. Leszek Cwojdziński - przed Smoleńskiem zastępca szefa Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Z dniem 1 lipca 2010 r. objął stanowisko szefa Szkolenia Sił Powietrznych. Decyzje o obu awansach podjęto w MON za wiedzą i zgodą B. Klicha. Odbyło się to mimo wcześniejszych monitów śp. gen. Błasika, który po katastrofie w Mirosławcu - w meldunku do ministra obrony narodowej - wśród siedemnastu osób odpowiedzialnych za katastrofę CASY wymienił m.in. płk. Mirosława Jemielniaka oraz gen. Leszka Cwojdzińskiego. Przypomnieć w tym miejscu należy również fakt, o którym znacząco milczą wiadome media, mianowicie że ówczesny dowódca Sił Powietrznych wielokrotnie (11 razy!) występował do MON w sprawie podjęcia konkretnych działań mających zapewnić większe bezpieczeństwo lotów wojskowych - bez rezultatu.

 

Nie od dziś wiemy, że minister Klich nie lubi współpracowników, którzy - mówiąc oględnie - zawracają mu gitarę. Pamiętamy dramatyczne wystąpienie gen. Skrzypczaka i późniejsze jego losy. Gen. Błasik naciskający MON po Mirosławcu również nie miał łatwego życia - Bogdan Klich oświadczył w lutym tego roku, że chciał się go pozbyć, ale sprzeciwiła się temu Kancelaria Prezydenta L. Kaczyńskiego.

Reklama
Reklama

 

Za chwilę nastąpi/już nastąpiła publiczna publikacja raportu komisji ministra Millera. W momencie, gdy piszę ten tekst, jeszcze nie wiadomo dokładnie czy i jakie oskarżenia wobec resortu obrony padną w dokumencie. Trudno jednak przypuszczać, że raport Millera doprowadzi do dymisji osób po 10 kwietnia 2010 r. awansowanych: gen. Leszka Cwojdzińskiego, płk. Mirosława Jemielniaka, wreszcie szefa BOR Mariana Janickiego. Rząd i Prezydent swą aprobatą dla wymienionych nominacji jasno wskazali członkom polskiej komisji, kogo nie należy tykać. Czy w tej grupie znajduje się wciąż minister Klich? Jak wytłumaczyć konsekwentną obronę psychiatry z Krakowa praktykowaną przez Tuska?

 

Usunięcie Klicha (a także innych elementów układanki m.in. Arabskiego, Grasia, Sikorskiego) może wywołać efekt domina, którego premier przeraźliwie się obawia. Póki co trzymają się zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego i siła w kolektywie. Wiedza wymienionych dżentelmenów na temat prawdy o Smoleńsku, ich rola w wypracowaniu tej prawdy jest najprawdopodobniej porażająca i jeszcze bardziej niebezpieczna. Nie oczekujmy więc, iż po raporcie ich podwładnego mogłoby wydarzyć się coś, czego wcześniej nie zaplanowali.

 

Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Publicystyka
Marek Migalski: Andrzeja Dudy życie po życiu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Porażka Donalda Trumpa. Chiny pozostają przy Rosji
Publicystyka
Wojciech Warski: Prezydent po exposé, przed zagraniczną podróżą
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Jak Polska w polityce międzynarodowej stała się statystą
Reklama
Reklama