Dzień przed europejską debatą w Sejmie przeczytałem bardzo interesujący esej Dariusza Gawina, filozofa związanego ze środowiskiem „Teologii Politycznej”: „Przekleństwo 1709 roku” (mogą go Państwo odszukać na portalu www.teologiapolityczna.pl). Ta lektura sprawiła, że trochę inaczej patrzyłem i słuchałem sejmowych starć. Z większym dystansem i większym smutkiem.
Przypominam: rok 1709 to bitwa pod Połtawą. Bitwa w wojnie Szwecji z Rosją i Sasami, wojnie, w której Polska formalnie była neutralna. Tyle że wszystkie działania wojenne rozgrywały się na naszym terytorium, przez które bezkarnie przeciągały wojska rosyjskie, niemieckie i szwedzkie. A było to zaledwie 26 lat po chwalebnym zwycięstwie Polski nad Turkami pod Wiedniem. W tym czasie państwo polskie zdążyło osunąć się w słabość i chaos, które trwały aż do nagłej mobilizacji po I rozbiorze.
Gawin zauważa, że nie należy mylić formalnej suwerenności jako pojęcia prawa międzynarodowego z rzeczywistą podmiotowością. Można być formalnie suwerennym, będąc niepodmiotowym, czyli stając się wyłącznie przedmiotem targów, handlów, układów. Tak jak Polska czasów saskich. Tego większość polityków dziś w Polsce nie rozumie lub nie chce przyjąć do wiadomości.
Słuchając sejmowej debaty, myślałem o pytaniu, którym Gawin kończy swój tekst: „A czas – ten czas, który nie jest dla nas na ogół zbyt łaskawy – nieubłaganie mija. Ile jeszcze go mamy?”.