Szóste już posiedzenie Sejmowej Komisji Kultury poświęcone sporowi wokół telewizji o. Rydzyka nie przyniosło żadnego rozstrzygnięcia. Mimo że na każdym z nich do meritum chcieli się odnieść zarówno przedstawiciele fundacji Lux Veritatis, którzy zarzucają Krajowej Radzie naruszenie procedur podczas rozszerzania koncesji, jak i broniący swego stanowiska przedstawiciele KRRiT.

Obu stronom trudno jednak przebić się przez ogólny chaos, jaki wytwarzają zgromadzeni posłowie. Tak też było wczoraj, gdy posłom połączonych komisji Kultury i Kontroli Państwowej po raz kolejny nie udało się poddać pod głosowanie wniosku posłów PiS o kontrolę NIK w Krajowej Radzie. Znów posiedzenie upłynęło pod znakiem przekrzykiwań i mało eleganckich oskarżeń. Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO przyznała, że być może kolejne posiedzenie powinien poprowadzić któryś z wicemarszałków Sejmu, bo prezydia komisji nie są w stanie nad nimi zapanować.

Skąd emocje? Sprawa  Krajowa Rada kontra o. Rydzyk to paliwo polityczne dla wszystkich stron politycznego sporu w Polsce.  Dla prawej strony, bo może ustawiać się w roli obrońcy medialnego pluralizmu i wartości chrześcijańskich, dla lewej, bo ma okazję, aby atakować znienawidzonego o. Rydzyka. Sytuacja wygodna jest także dla rządzącej koalicji, gdyż de facto uniemożliwia wyjaśnienie, czy Krajowa Rada (w której zasiadają ludzie PO, PSL i SLD) na równi traktowała wszystkich nadawców, którzy zgłosili się po miejsca na  pierwszym multipleksie cyfrowym.

Trudniej zrozumieć, dlaczego w tej grze uczestniczą PiS i Solidarna Polska. Gdyby naprawdę zależało im – jak głoszą – na wyjaśnieniu okoliczności przyznawania koncesji, wystarczyłoby skrupulatnie przeanalizować dokumentację i wyniki finansowe wszystkich nadawców startujących w konkursie na MUX-1. Zamiast tego poseł PiS Arkadiusz Czartoryski, który przewodniczy obradom połączonych komisji, wciąż przerywa posiedzenia. Wie, że wniosek o kontrolę NIK prawdopodobnie przepadnie z powodu prostej arytmetyki. Choć niektórzy posłowie PO twierdzą, że dobrze byłoby go poprzeć, bo na jakiś czas zamknęłoby to sprawę KRRiT i o. Rydzyka.

Ale kolejne posiedzenie to okazja do kolejnej politycznej awantury, na którą z pewnością przyjadą dziennikarze.