Zdaniem socjologa w Polsce to elity wciąż lansują mit wielkiego Wałęsy:
Nierzadko rewolucje mają swoich „Bolków” (niekoniecznie cienkich), pomagających grupie, która ma być obalana, utrzymać mit, że zmiana jest zasługą jednej osoby - przywódcy. Grupom rzeczywiście wpływającym na bieg wydarzeń społecznych i gospodarczych często jest na rękę głoszenie poglądu, że energię mas może zogniskować i ukierunkować jedynie wielka jednostka, że nie może tej roli pełnić idea, plan osiągnięcia jakiegoś celu. Że lud bez wybitnego przywódcy to tylko ciemna masa. Bo i po cóż ludzie mieliby wierzyć w samych siebie?
Zybertowicz podkreśla, że „Bolki” są też potrzebne, by chronić elity starego systemu przed tym, co Wałęsa obiecywał, ale czego nigdy nie zrobił - przed rozliczeniami za zbrodnie oraz za nielegalne uwłaszczanie się:
W piątym roku transformacji tak pisano o wizycie Leszka Balcerowicza w Krakowie: „Mówił też o cenie, jaką zapłaciliśmy od 1989 roku za bezkrwawy przebieg naszej rewolucji. Było nią zostawienie w spokoju komunistycznej nomenklatury, która przejmowała majątek państwowy przed 1989 rokiem. Rząd Mazowieckiego zahamował tę »prywatyzację« rozpoczętą przez rząd Rakowskiego. Mimo to – dodał Balcerowicz – uwłaszczenia nie dało się do końca uniknąć”. I nie, nie twierdzę, że wszystkie rewolucje są w pełni odgórnie projektowane. Złożone procesy społeczne są zawsze mieszaniną tego, co planowane, i tego, co spontaniczne. A manipulowanie za pomocą tajnych służb ma zawsze ograniczoną skuteczność.
Socjolog sugeruje, że – aby lepiej zrozumieć to, co działo się wokół „Bolka” – warto sięgnąć do wspólnej publikacji Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza „SB a Lech Wałęsa: Przyczynek do biografii”.