Brakujące ogniwo rozwoju gospodarki

Publikacja: 14.11.2012 18:13

Red

Dyskusja o tym, jak wypełnić lukę między kwalifikacjami pracowników a potrzebami pracodawców, która kilka miesięcy temu rozgorzała w Polsce, toczy się też w wielu innych krajach. Na wielu rynkach, mimo utrzymującej się stosunkowo wysokiej stopy bezrobocia, przedsiębiorcy mają trudności ze znalezieniem osób z odpowiednimi umiejętnościami.

Dotyczy to zwłaszcza pracowników z wykształceniem technicznym i specjalistycznym. Wakaty pozostają niezapełnione, choć na każdą ofertę pracy zgłasza się wielu kandydatów. Z analiz przeprowadzonych przez Boston Consulting Group wynika, że rozwiązaniem problemu mógłby być rozwój kształcenia zawodowego i technicznego. Na przeszkodzie stoi jednak zły wizerunek szkół zawodowych i technicznych. W większości analizowanych krajów uczniowie, rodzice, ale też doradcy zawodowi postrzegają szkoły ogólnokształcące i studia uniwersyteckie jako naturalną ścieżkę kariery.

Natomiast szkolnictwo zawodowe i techniczne nadal uważane jest za rozwiązanie dla słabiej przygotowanych uczniów z niższymi aspiracjami społecznymi. W efekcie szkoły zawodowe oceniane są źle, co powoduje ograniczenie inwestycji w ich rozwój. W 2008 r. kraje OECD wydawały średnio 0,2 proc. PKB na kształcenie zawodowe i techniczne. Dla porównania na szkolnictwo ogólnokształcące (przedszkolne, podstawowe i średnie) przeznaczały 4,3 proc. PKB, a na wyższe 1,3 proc. PKB. Dla szkół zawodowych i technicznych oznacza to mniej pieniędzy na kształcenie nauczycieli czy rozbudowę infrastruktury niezbędnej do nauki potrzebnych na rynku pracy umiejętności.

Sytuację pogarsza brak publicznego nadzoru nad szkolnictwem zawodowym i technicznym. Wiele krajów albo w ogóle nie ma instytucji wydającej szkołom akredytację na prowadzenie programów nauczania albo zajmuje się tym kilka niezależnych urzędów nie konsultujących ze sobą podejmowanych decyzji. Brak jednolitego nadzoru i instytucji koordynującej prowadzi do zróżnicowania standardów nauczania w obrębie jednego kraju. W rezultacie pracodawcy nie znają programów nauczania w szkołach i nie mogą polegać na kwalifikacjach absolwentów uczelni zawodowych i technicznych. Prowadzi to do sytuacji, w której pracodawca sam musi przygotować nowego pracownika do wykonywania zadań, których powinna go wcześniej nauczyć szkoła. Państwa mogą odwrócić ten negatywny trend. Z naszego badania systemów edukacji na świecie wynika, że sprawny system szkolnictwa zawodowego i technicznego powinien być zbudowany na trzech filarach.

Sprawny ekosystem

Podstawowym zadaniem jest stworzenie sprawnego ekosystemu, w którym wszystkie podmioty – instytucje państwowe, związki zawodowe, pracodawcy, szkoły i regulator rynku – aktywnie ze sobą współpracują. Za przykład mogą służyć Niemcy, którzy wprowadzili system akredytacji i kontroli jakości dla szkolnictwa zawodowego i technicznego. Przestrzegania standardów pilnuje specjalnie utworzona do tego rada. W jej skład wchodzi 9 członków reprezentujących rząd, związki zawodowe, pracodawców, przedstawicieli szkół, a także niezależni eksperci.

Rada opiniuje projekty powstające w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej, a także sama niezależnie przedstawia swoje rekomendację zmian w prawie. Jej zadaniem jest także analiza procesu akredytacji, który każda ze szkół zawodowych i techników musi przejść, żeby otrzymać wsparcie finansowe ze środków publicznych. Warunkiem otrzymania dotacji jest spełnienie określonych wymagań - m.in. stałe podnoszenie kwalifikacji kadry, tak aby przekazywana przez nią uczniom wiedza i umiejętności odpowiadały nowym wymogom stawianym przez pracodawców. Dlatego każdy z kursów oferowanych przez szkołę musi mieć certyfikat powołanej specjalnie w tym celu państwowej agencji.

Premiowanie efektywności

Za dobre wyniki uczelnie muszą być nagradzane. To od osiąganych rezultatów powinno – przynajmniej w części – zależeć finansowane programów z publicznych środków. Konkurencja między szkołami o dodatkowe finansowanie doprowadziłaby do podniesienia poziomu kształcenia. Za przykład może służyć Dania, gdzie rząd finansuje nie same szkoły, ale określone programy, gwarantując jednocześnie środki na pokrycie podstawowych kosztów (m.in. wynagrodzenia nauczycieli, utrzymanie budynku). Reszta finansowania uzależniona jest od liczby osób na danym kierunku uczących się w pełnym wymiarze godzin. Mobilizuje to kierownictwo szkół do zamykania niepopularnych programów nauczania i jednocześnie otwierania nowych, na które jest zapotrzebowanie na rynku pracy.

Łatwe transfery

Konieczne jest zniesienie ograniczeń w transferach między szkołami ogólnokształcącymi, zawodowymi i technicznymi. Obecnie w większości krajów oba systemy dzieli mur, dla uczniów nie do przebicia. Jeżeli podejmą raz decyzję o wyborze ścieżki nauki, trudno już im z niej zawrócić. Nie mogą płynnie – nawet uzupełniając różnice programowe – przenieść się na przykład z liceum ogólnokształcącego do szkoły zawodowej.

Zwiększenie mobilności między edukacją ogólnokształcącą a zawodową i techniczną mogłoby zwiększyć zainteresowanie tą drugą wśród uczniów osiągających lepsze wyniki w nauce. Rozważyć należy także utworzenie w szkołach zawodowych i technicznych kursów dla absolwentów uczelni ogólnokształcących. Skorzystać mogłyby z nich także osoby już pracujące, a pragnące podnieść swoje kwalifikacje. Tak to działa w Singapurze, gdzie szkolnictwo ponadpodstawowe jest bardzo elastyczne. Uczelnie oferują wiele interdyscyplinarnych ścieżek edukacyjnych z możliwością łatwych transferów między szkołą ogólnokształcącą a zawodową czy techniczną.

Uczeń takiego wyboru może dokonać na każdym etapie edukacji, nie tylko zresztą na poziomie ponadpodstawowym, ale także już na studiach wyższych. Wiele krajów zrozumiało, jak duże mogą być korzyści z reformy szkolnictwa i już ją rozpoczęło. Na przykład Indonezja – jeden z najszybciej rozwijających się krajów na świecie i jak na razie odporny na globalny kryzys finansowy – wprowadziła szereg zmian w kształceniu zawodowym i technicznym.

Indonezyjskie Ministerstwo Pracy utworzyło m.in. Narodową Radę Kwalifikacji, która wspólnie z pracodawcami analizuje, jakie kompetencje będą najbardziej potrzebne na rynku pracy w poszczególnych branżach. Dopiero na podstawie tych badań przygotowuje rekomendację dla programów nauczania. Rada pilnuje też najwyższych standardów nauczania. Kształcenie zawodowe i techniczne nie jest panaceum na wszystkie gospodarcze bolączki, jednak jego rozwój daje wyraźne korzyści. Kraje, które udoskonalą proces nauczania, mogą wypełnić lukę w umiejętnościach pracowników i lepiej odpowiadać na potrzeby pracodawców. To doprowadzi do obniżenia stopy bezrobocia, podniesienia wskaźników produktywności i zwiększenia konkurencyjności gospodarki. Będzie również miało pozytywne społeczne efekty, m.in. zmniejszy skalę ubóstwa.

Autorzy są ekspertami w dziedzinie rozwoju edukacji. Franciszek Hutten-Czapski jest partnerem i dyrektorem zarządzającym Boston Consulting Group w Polsce.

Dyskusja o tym, jak wypełnić lukę między kwalifikacjami pracowników a potrzebami pracodawców, która kilka miesięcy temu rozgorzała w Polsce, toczy się też w wielu innych krajach. Na wielu rynkach, mimo utrzymującej się stosunkowo wysokiej stopy bezrobocia, przedsiębiorcy mają trudności ze znalezieniem osób z odpowiednimi umiejętnościami.

Dotyczy to zwłaszcza pracowników z wykształceniem technicznym i specjalistycznym. Wakaty pozostają niezapełnione, choć na każdą ofertę pracy zgłasza się wielu kandydatów. Z analiz przeprowadzonych przez Boston Consulting Group wynika, że rozwiązaniem problemu mógłby być rozwój kształcenia zawodowego i technicznego. Na przeszkodzie stoi jednak zły wizerunek szkół zawodowych i technicznych. W większości analizowanych krajów uczniowie, rodzice, ale też doradcy zawodowi postrzegają szkoły ogólnokształcące i studia uniwersyteckie jako naturalną ścieżkę kariery.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości