Reklama

Druga kadencja Donalda Tuska - oceniają Rychard i Maliszewski

16 listopada 2007 r. to data zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska - dokładnie pięć lat temu. Co na temat pierwszego roku drugiej kadencji rządu mówią specjaliści?

Publikacja: 16.11.2012 10:00

Druga kadencja Donalda Tuska - oceniają Rychard i Maliszewski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Socjolog UW prof. Andrzej Rychard analizuje:

Pierwszy rok drugiej kadencji był trudny dla Donalda Tuska; PO została skonfrontowana z nowym językiem opozycji i zaczęła oddawać pola, na których dotąd czuła się mocna. (...) Tusk od razu na początku II kadencji musiał się zmierzyć z wieloma problemami, a powiedziałbym, że końcówka tego pierwszego roku była chyba nawet trudniejsza niż jego początek.

Rychard dodał:

Choć ten rok był naznaczony pewnymi trudnymi wyzwaniami typu ACTA, Amber Gold czy potem problemami z zamianą ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, co się dokładało do nie najlepszego obrazu (rządu), to gabinet Tuska radził sobie z tym wszystkim lepiej, niż pokazywała krytyka, jaką próbowała na tym tle budować opozycja.

Natomiast ekspert ds. marketingu politycznego dr Norbert Maliszewski stwierdza:

Reklama
Reklama

O pierwszym roku pierwszej kadencji rządu Donalda Tuska można powiedzieć, że prawie nic nie dokonał, natomiast był bardzo dobrze oceniany oraz nagradzany za taką "naszą małą stabilizację". Natomiast w tym drugim pierwszym roku rząd właśnie zrobił dużo, przeprowadził choćby ustawę 67 (zmiany dot. wieku emerytalnego) (...), więc ma dokonania, ale one nie zostały dobrze wprowadzone - prowadzono złą politykę informacyjną.

I podaje przykłady:

"Ustawa 67" - najpierw premier straszył, a potem dokonywał kompromisów. Straszył też kryzysem gospodarczym i rzeczywiście Polskę opanował pesymizm, który szybko przejawił się jesiennymi spadkami notowań PO i zaufania do Donalda Tuska. To pokazujem, że w tym roku zawiódł PR rządu.

Wypowiedzi specjalistów komentuje bloger Schumi na salonie24.pl:

Ocena Donalda Tuska jest bardzo pobłażliwa. Zastanawiam się, gdzie w ich argumentach skłonność do wytoczenia cięższych armat. Widać wyraźnie, że afera Amber Gold i wiele innych nie zrobiła na politologach wrażenia, i przez pryzmat sondaży wszystko ma zmierzać do sprawnego PR. Ciekaw jestem, czy kiedyś nadejdzie polityka ukazywania tego, co faktycznie zostało zrobione, ponieważ mam prawo zaliczać się do tzw. głosujących po złości albo dokładniej portfelem. Jednak poczytuję sobie takie argumenty jako formę kierowania toku myślenia w stronę tego, że przeciwnikami Platformy są ludzie wyłącznie sfrustrowani, nie chcący patrzeć z dumą na kreowane przez PR sukcesy rządu.

Co to za styl rządzenia, gdzie polityka ma schlebiać gustom, estetyce, a nie koniecznym zmianom? Zmian i sukcesów nie ma. Następuje jedyne co szanowni panowie powiedzieli - wykluczenie społeczne, gdyż zwyczajnie umacnia się prymat tylko tych, którzy maja silne plecy. Taką demokrację to się wynosi na taczkach.

Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama