Jeszcze w tym roku polskie Ministerstwo Obrony opublikuje w końcu zapytanie ofertowe w sprawie Tarczy dla Polski i systemu obrony antyrakietowej. Zapytanie dla tego rządowego przetargu będzie oznaczało, że starter dał znak i wyścig ruszył. Jednak w rzeczywistości trwa on od kilku lat – a amerykańskie, europejskie i izraelskie firmy przepychają się łokciami, by zdobyć w nim sobie jak najlepszą pozycję.
Krąży wiele popularnych mitów na temat systemu Tarcza dla Polski. Po części wynika to z faktu, że międzynarodowy rynek lotniczy i obronny często nie funkcjonuje w zgodzie z logiką gospodarczą. W biznesie najczęściej wygrywa ten, kto proponuje najlepszą wartość za określone pieniądze. Jednak w kwestii bezpieczeństwa narodowego politycy i generałowie zazwyczaj podkreślają, że chcą systemu zbrojeniowego, który oferuje najlepsze wyniki i najbardziej niezawodną obsługę posprzedażową.
Jednak ten „idealny świat" mało ma wspólnego z realiami przetargów zbrojeniowych i stąd biorą się wspomniane mity.
Najlepszy wygrywa?
Biznes lotniczy nie łatwo zrozumieć. Pracuję w nim od 25 lat i wciąż niemal codziennie zaskakuje mnie, jak nieprzewidywalny potrafi być proces decyzyjny.
Pokrętna natura tej branży i międzynarodowych przetargów nie ogranicza się tylko do segmentu obronnego. Jednym z najgłośniejszych przykładów, który nieobcy jest również Polakom, to niedawne uziemienie Boeinga 787.