Jak obraża się naszą inteligencję, czyli media o in vitro

W sporze o in vitro przejdzie wszystko. Oprócz racjonalnych argumentów.

Publikacja: 12.04.2013 12:55

Histeria jaka powstała po opublikowaniu przez Konferencję Episkopatu dokumentu w sprawie in vitro jest bardzo ponurym, ale bardzo typowym przykładem każdej światopoglądowej "debaty", gdzie nie liczą się fakty, ale czyste, cynicznie wzbudzane emocje i słowa klucze. Odwoływanie się do emocji jest zresztą najlepszym potwierdzeniem faktu, że nie ma się innych argumentów. Widzimy to na podstawie sporu o aborcję, gdzie "argumentem" jest stwierdzenie "ręce precz od mojego ciała", "mam prawo do wyboru" czy "o aborcji najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni". Czyli sterowanie debaty jak najdalej od fundamentalnych faktów dotyczących sprawy, jak najwięcej pustych, ale ładnie i emocjonalnie brzmiących haseł. Dokładnie taki sam wzór przyjmuje "debata" o sztucznym zapłodnieniu in vitro.

Największe oburzenie w opublikowanej niedawno broszurze Episkopatu wzbudziły cytowane wszędzie słowa:

[Zapłodnienie metodą in vitro] to "produkcja" człowieka stanowiąca w istocie formę zawładnięcia życiem ludzkim. (...) Jest procedurą znaną w hodowli roślin i zwierząt, której celem jest wytworzenie człowieka w laboratorium i przeniesienie go mechanicznie do organizmu matki".

Rzeczywiście, słowa to dość brutalne i trudne do przyjęcia. Ale jest tak tylko dlatego, że brutalna i trudna do przyjęcia jest sama procedura. Zapłodnienie in vitro to sztuczne zapłodnienie, czyli sztuczne tworzenie człowieka i hodowanie go potem w szklanym naczyniu. Taka jest istota tego procesu i dlatego biskupi określają ją mianem niegodnej. Owszem, można nie zgodzić się - to kwestia czysto uznaniowa. Tyle, że taka taktyka nie byłaby mało skuteczna. A że nie da się istoty zabiegu podważyć, trzeba wyjść poza ten niewygodny dla nas obszar i wyjść na wygodne pole znanych sloganów i zawsze skutecznych emocji. Gdyby nie to, że trudno uwierzyć w szczerość tych emocji, można by powiedzieć, że obrażają się na fakty.

Dlatego Katarzyna Wiśniewska z "Gazety Wyborczej" nazywa słowa o "produkcji człowieka" "poniżaniem ludzi", zaś aby uwiarygodnić ten czysto zarzut, do akcji włączono nową gwiazdę kampanii na rzecz sztucznego zapłodnienia, poczętą in vitro Agnieszkę Ziółkowską, która oświadczyła właśnie, że zamierza dokonać aktu apostazji. Jej "argumenty" są podobnie rzeczowe i są bardzo podobną kopią koronnych "argumentów" na rzecz legalności aborcji.

Tezy na temat in vitro, które głosi Kościół, nadają się wręcz do prokuratury, to narusza dobra osobiste, godność osób, które urodziły się dzięki tej metodzie. Swoista dyskryminacja ze względu na sposób poczęcia (...)

To kolejny etap dobrze zaplanowanej kampanii nienawiści i stygmatyzacji wobec dzieci i rodziców, którzy zdecydowali się na in vitro (...)

Myślę, że mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją, kiedy w Polsce o kwestiach rodzinnych najwięcej mają do powiedzenia księża, którzy nie mają pojęcia, jak to jest być niepłodną parą. (...)

To, co robią, to jest zabieranie podstawowego prawa człowieka do posiadania rodziny.

Wobec takich argumentów, jesteśmy bezradni, bo człowiek mimo wszystko nie jest istotą w pełni racjonalną i częściej przemawiają do niego uczucia niż logika (co ma niewątpliwie swoje dobre strony). Mimo to przytoczone argumenty nie świadczą o obrażaniu ludzi przez Kościół, ale o obrażaniu inteligencji czytelników przez "argumentujących".

W słowach biskupów o zapłodnieniu in vitro nie było ani jednego zdania wskazującego na stygmatyzację, dyskryminację osób poczętych tą metodą. Potępienie metody poczęcia nie jest potępieniem samego człowieka i to jest jasne dla każdego, kto ma odrobinę dobrej woli i chęci do spokojnego myślenia. Oczywiście, błędem biskupów jest niedostateczne podkreślanie i to jest oczywiście z pewnością ich wielka komunikacyjna porażka.

Histeria jaka powstała po opublikowaniu przez Konferencję Episkopatu dokumentu w sprawie in vitro jest bardzo ponurym, ale bardzo typowym przykładem każdej światopoglądowej "debaty", gdzie nie liczą się fakty, ale czyste, cynicznie wzbudzane emocje i słowa klucze. Odwoływanie się do emocji jest zresztą najlepszym potwierdzeniem faktu, że nie ma się innych argumentów. Widzimy to na podstawie sporu o aborcję, gdzie "argumentem" jest stwierdzenie "ręce precz od mojego ciała", "mam prawo do wyboru" czy "o aborcji najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni". Czyli sterowanie debaty jak najdalej od fundamentalnych faktów dotyczących sprawy, jak najwięcej pustych, ale ładnie i emocjonalnie brzmiących haseł. Dokładnie taki sam wzór przyjmuje "debata" o sztucznym zapłodnieniu in vitro.

Pozostało 80% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości