W dzisiejszym wywiadzie dla siostrzanej "Gazety Wyborczej", redaktor naczelny "Polityki" Jerzy Baczyński stanowczo krytykuje wady współczesnych mediów: trybalizm, nadmierne podkręcanie emocji zamiast rzetelnej informacji itd. itd.
Mniej chodzi o jakiś wysiłek zrozumienia i opisania rzeczywistości, a bardziej o wywarcie wpływu, modelowanie, "formację" czytelnika. Temu służy ostatnio cała tzw. publicystyka tożsamościowa. (...) dziennikarstwo tożsamościowe dostarcza głównie produktów o charakterze emocjonalnym, daje poczucie wspólnoty przeciw wrogiej grupie i wrogiemu światu. Buduje obraz przeciwnika. Stosuje rozmaite metody manipulacji psychologicznej, które służą odnalezieniu ciepła w pewnej grupie wobec zimnej wrogości na zewnątrz. To silnie działający narkotyk.
- mówi. I ma zupełną rację. Baczyński przekonuje przy tym, że "Polityki" te wady nie dotyczą:
Użyję metafory: powiedzmy, że tygodnik "Polityka" to restauracja; spis treści to nasze menu, są różne dania - lżejsze i cięższe, staramy się je dobrać tak, żeby zaspokoiły główne potrzeby informacyjne organizmu i tak je przyprawiać, żeby były możliwie najsmaczniejsze. Ale mamy pewną zasadę: do tych dań nie dosypujemy kokainy, czy sproszkowanej pigułki gwałtu.
Czym jest ta kokaina?