Już za chwilę uchwalona będzie ustawa wydłużająca do roku urlopy dla rodziców. Musi, ze względu na tzw. matki I kwartału, wejść w życie w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Jeśli tak się nie stanie, nie wszystkie dzieci urodzone w tym roku zostaną objęte nowym rozwiązaniem. Lewicowa koalicja – „Gazeta Wyborcza”, Kongres Kobiet, Instytut Spraw Publicznych – od miesięcy przekonuje rząd, by wprowadzając dłuższy okres płatnego urlopu dla rodziców, zastrzec jego część wyłącznie dla ojców. Według pomysłodawców ma być tak: skoro ojciec nie skorzysta np. z dwóch miesięcy urlopu dla rodziców, to przepadnie on rodzinie. Takie rozwiązanie obowiązuje między innymi w Szwecji. Ma to doprowadzić do większego zaangażowania ojców w wychowanie dzieci oraz zmniejszać dyskryminację kobiet na rynku pracy. Nie tylko one byłyby wtedy postrzegane jako obarczone obowiązkami rodzinnymi.

Tyle teoria. Teraz spójrzmy, czym mógłby się skończyć taki „podział” urlopu. Najpewniej tym, że często rodzina w ogóle straciłaby do niego prawo. Ograniczono by też jej wolność wyboru modelu najbardziej dla niej korzystnego. Taka paternalistyczna decyzja o podziale obowiązków byłaby też dowodem braku zaufania do ludzi.

Mężczyźni zarabiają więcej niż kobiety, są też aktywniejsi na rynku pracy. Z najnowszych danych GUS wynika, że w I kwartale tego roku wskaźnik zatrudnienia mężczyzn wynosił 57 proc., kobiet – 42 proc. Mężczyźni pracowali 41,3 godziny tygodniowo, kobiety – 37,1. Wynika to z tradycyjnego i naturalnego modelu podziału obowiązków. Mężczyzna pracuje więcej, kobieta więcej czasu poświęca rodzinie i domowi. Jeśli doszłoby do wyodrębnienia części urlopu rodzicielskiego wyłącznie dla mężczyzn, skazano by wiele rodzin na konieczność rezygnacji z tej dodatkowej części urlopu. Mężczyzna przechodzący na urlop rodzicielski straciłby 40 proc. swoich zarobków, bo wysokość zasiłku w okresie urlopu rodzicielskiego ma wynieść 60 proc. pensji. Ile rodzin stać na taki spadek pensji? Niewiele. W efekcie rodziny rezygnowałyby z dodatkowego wolnego dla ojca i ich okres urlopu skróciłby się do dziesięciu miesięcy. Trzeba też podkreślić, że nowe przepisy o urlopach rodzicielskich dają rodzinie prawo wyboru, który z rodziców będzie przebywał na urlopie. Może być tak, że ojciec będzie zajmował się dzieckiem nawet ponad osiem miesięcy. Jest to jednak pozostawione ludziom do ich indywidualnej decyzji, a nie narzucone z góry przez rząd. To sytuacja lepsza i bardziej naturalna. Szanuje indywidualne wybory ludzi, a nie zmusza ich do określonych zachowań. Podmiotem powinna być rodzina – to ona wie, co jest dla niej dobre.

Jeśli faktycznie chcemy promować pomoc ojców w opiece nad dzieckiem, lepiej zastanowić się nad wydłużeniem urlopu ojcowskiego. Ale nie kosztem „szwedzkiego przymusu”. Obecnie urlop dla ojca wynosi tylko dwa tygodnie, korzysta z niego niewielu i trudno mówić tu o polityce wsparcia matek. Dobrym sposobem na „tatę w domu” jest obniżenie kosztów pracy. Zabieranie ojcom prawie 40 proc. zarobionych pieniędzy nie sprzyja ich pobytowi w domu.