Wszystkie kampanie Donalda Tuska

Uwodzenie wyborców było dotąd najsilniejszą bronią lidera PO. Czy straszenie będzie równie skuteczne?

Publikacja: 25.03.2014 04:00

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Szef rządu oznajmił na konwencji PO, że wybory europejskie nie są o tym, czy szkoły będą przygotowane na przyjęcie sześciolatków, tylko być może o tym, czy 1 września dzieci w ogóle pójdą do szkoły. Zostało to przez wielu komentatorów odebrane jak straszenie obywateli wojną.

Opozycja nie kryła oburzenia tą wypowiedzią. Janusz Zemke z SLD uznał, że premier nadużył traumy, jaką Polacy odczuwają, gdy słyszą o 1 września.

Marek Siwiec z Twojego Ruchu dodał, że premier cynicznie wykorzystuje sytuację na Ukrainie. „Straszy ludzi, którzy mogą mieć powody do niepokoju, ale też mają prawo ufać, że na czele państwa stoją ludzie, którzy są w stanie te obawy przynajmniej zminimalizować" – pisał Siwiec w swoim blogu.

Do tej pory szef rządu był mistrzem tzw. narracji, czyli snucia opowieści, które są fundamentem każdej udanej kampanii. Gdy po dwóch latach rządów PiS wiele grup społecznych marzyło tylko o spokoju, hasło kampanii PO brzmiało: „By żyło się lepiej. Wszystkim". Gdy w 2010 r., po katastrofie smoleńskiej i związanymi z nią emocjami oraz po wyborach prezydenckich, społeczeństwo było zmęczone wojną między PiS a PO, premier rzucił hasło: nie róbmy polityki, budujmy, mosty, drogi, szkoły etc. Rok później w wyborach parlamentarnych PO opowiadała, czego dokonała przez cztery lata swoich rządów, i obiecywała: zrobimy więcej.

Czy odsuwanie krajowych problemów na dalszy plan i straszenie wojną będzie obowiązującą opowieścią PO w tegorocznej kampanii do Parlamentu Europejskiego?

Joanna Gepfert, specjalistka od kreowania wizerunku politycznego, nie jest co do tego przekonana. Jej zdaniem premier nie chciał straszyć wojną, tylko przerzucić kampanię na pole dla niego najbardziej korzystne i bezpieczne, czyli na  arenę międzynarodową, a przy okazji umniejszyć wagę krajowych wydarzeń. – PO już kiedyś udał się podobny manewr – gdy polityka stała się niewygodna, Tusk rzucił hasło: nie róbmy polityki – przypomina Gepfert. – Dzisiaj korzystniej jest robić politykę, dlatego doszło do odwrócenia taktyki wyborczej.

Jednak zdaniem Gepfert premier poszedł za daleko, dotykając prawdziwej traumy wojennej, o której mówił Zemke, stąd lawina krytyki.

– Owszem, wybory europejskie nie są o szkolnych podręcznikach, ale o wojnie też nie – mówi ekspertka od wizerunku. – Nie wiadomo, czy ta narracja nie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Sama jestem ciekawa, czy bardziej ludzi przestraszy czy też rzeczywiście przesunie debatę na płaszczyznę wygodną dla premiera.

Eryk Mistewicz, ekspert od strategii marketingowych, uważa jednak, że zdanie premiera o 1 września nie miało nic wspólnego z polityczną opowieścią. – Narracja rozchodzi się wśród ludzi i sprawia, że oni podejmują decyzje wcześniej zaplanowane przez narratora. Dobrą narracją była opowieść o liderze reagującym na aferę hazardową lub ta o zwalczaniu pedofilów niszczących dzieciństwo naszych pociech albo opowieść o liderze, który jest blisko ludzi i spotyka się ze zwykłymi rodzinami – wylicza Mistewicz. – W tym wypadku z niczym takim nie mamy do czynienia.

Politolog Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego uważa jednak, że straszenie Polaków było zawsze obecne w kampanii wyborczej PO. – Od 2006 roku do chwili obecnej każda kampania zawierała ten element. Najpierw było straszenie Jarosławem Kaczyńskim i CBA, później dopalaczami, kibolami, pedofilami a teraz Władimirem Putinem – wylicza politolog. Według niego PO wygrywała wybory, bo dzięki zarządzaniu strachem pozyskiwała wyborców mało identyfikujący się z polityką.

– Gdy to utraciła, to dostała dar od losu, czyli kryzys na Ukrainie, co premier postanowił wykorzystać do przeistoczenia wyborów w plebiscyt, kto najlepiej zadba o bezpieczeństwo państwa – mówi Chwedoruk.

Zdaniem politologa ta strategia może spalić na panewce, gdy dojdzie do uspokojenia sytuacji na Ukrainie bez udziału Polski. – Wówczas wojenne inwokacje lidera PO zostaną wyśmiane przez opozycję – konkluduje Chwedoruk.

Mistewicz uważa jednak, że straszenie ma sens tylko wtedy, gdy możemy zaradzić złemu losowi. – A przecież PO nie jest w stanie zapobiec eskalacji konfliktu na Krymie – podkreśla ekspert od strategii marketingowych. – Dlatego to zdanie traktuję jak wypadek przy pracy, a nie zaplanowany przekaz.

Szef rządu oznajmił na konwencji PO, że wybory europejskie nie są o tym, czy szkoły będą przygotowane na przyjęcie sześciolatków, tylko być może o tym, czy 1 września dzieci w ogóle pójdą do szkoły. Zostało to przez wielu komentatorów odebrane jak straszenie obywateli wojną.

Opozycja nie kryła oburzenia tą wypowiedzią. Janusz Zemke z SLD uznał, że premier nadużył traumy, jaką Polacy odczuwają, gdy słyszą o 1 września.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości