Zawsze uważałem, że lalki Barbie nie są dobrymi zabawkami dla dzieci. Głównie dlatego że są brzydkie i nie rozumiałem nigdy sensu zabawiania się plastikowymi lalkami. Tym bardziej ucieszyło mnie, że słuszność mojej niechęci do tych okropnych zabawek potwierdza nauka. I to nauka z najwyższej półki, nauka przez duże N - nauka gender.
W dzisiejszym "Guardianie" mamy oto bowiem tekst dwóch feministycznych badaczek (naukowczyń?), Aurory Sherman i Eileen Zurbriggen, które w alarmistycznym tonie przestrzegeją przed zgubnym wpływem lalek Barbie na rozwój dziewczynek. Głównym ich argumentem są wyniki przeprowadzonych przez nie badań.
Czy kiedykolwiek pytaliście siedmioletnią dziewczynkę, kim chciałaby być, kiedy dorośnie? Są duże szanse, że jeśli bawi się lalką Barbie, jej pierwszym wyborem nie będzie naukowiec. Poprosiłyśmy niedawno 37 amerykańskich dziewczynek w wieku 4-7 lat, by spędziły trochę czasu z jedną zabawką, a potem odpowiedziały na dwa pytania: Ile spośród 10 różnych zawodów mogłabyś uprawiać, kiedy dorośniesz? I ile z nich mógłby uprawiać chłopiec? (...) Po zaledwie pięciu minutach zabawy z Barbie, dziewczynki powiedziały, że chłopcy mogą uprawiać więcej spośród wymienionych zawodów niż one same. Te zaś, które bawiły się Panią Ziemniak [inną zabawką] odpowiedziały, że mogą wykonać około tyle samo zawodów, co chłopcy.
- czytamy. Zaskakujące, prawda? Muszę niemniej przyznać, że nawet taki lalkofob jak ja, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś tu jest nie tak. Coś mnie więc podkusiło, by zajrzeć do cytowanych badań. Przyznaję: nie jestem ekspertem od metodologii badań społecznych. Jednak wystarczy zdrowy rozsądek - i znajomość podstaw statystyki - by stwierdzić, że rzeczywiście coś tu jest nie tak. Przy czym "coś jest nie tak" należy potraktować jako naprawdę duży eufemizm.
Ale do rzeczy. Podczas badania każdej z 37 dzieczynek dano do zabawy jedną z trzech zabawek: Panią Ziemniak, klasyczną Barbie oraz Barbie w stroju naukowca. Dopiero potem zapytano je o zawody, które mogłyby w przyszłości wykonywać (do wyboru miały 5 tradycyjnie męskich i 5 tradycyjnie kobiecych profesji). Badanie nie mogło więc wykazać bezpośredniego efektu zabawy lalką dla każdej dziewczynki. Na dodatek grupy te nie były równe - nie tylko ilościowo, ale też jakościowo: np. w grupie kontrolnej (Pani Ziemniak) średnia wieku była wyższa niż w pozostałych, a na dodatek większość dziewczynek w tej grupie nie bawiło się lalkami na co dzień (podczas gdy w pozostałych grupach było odwrotnie). Panią Ziemniak dostało 14 dziewczynek, "dr Barbie" też 14, a klasyczną Barbie tylko 9. Mało tego: po tym, jak wbew oczekiwaniom badaczek, odpowiedzi dziewczynek bawiących się lalką-naukowcem nie różniły się istotnie od odpowiedzi tych, które bawiły się "zwykłą" Barbie, obie grupy połączono na potrzeby badania w jedną. Już same te fakty - oraz śmiesznie mały rozmiar próby - powinny zdyskwalifikować to badanie. Nie zważając jednak na te trudności, panie Zubriggen i Sherman wzięły się za udowadnianie czterech hipotez. Główna z nich brzmiała: