Po co nam telewizja publiczna

Wypada narzekać na gadające głowy w telewizji. Mój Boże, znowu ci politycy się atakują... Znowu wpychają nam swoją propagandę... Znowu zanudzają partyjnymi interesikami...

Publikacja: 01.04.2014 05:47

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Tym razem problem dotyczy telewizji publicznej. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, najwyraźniej wychodząc z założenia, jakie przytoczyłem na wstępie, rozważa wypchnięcie polityków ze ścisłego prime time'u TVP. Konkretnie: chodzi o bezpłatne spoty, które przed nadchodzącymi eurowyborami miałyby być emitowane poza najlepszymi godzinami oglądalności.

Jeśli jest jakieś rozsądne uzasadnienie istnienia TVP jako państwowej instytucji, to brzmi ono w następujący sposób: ma ona misję, musi wypełniać wobec społeczeństwa obowiązki, których prywatne telewizje wypełniać nie chcą lub nie potrafią. Jakież to obowiązki?

Zazwyczaj mówi się o prezentowaniu elitarnej kultury wysokiej, co komercyjnym stacjom się nie opłaca. Ale jest też inny obowiązek: TVP powinna maksymalnie obiektywnie informować o życiu publicznym.

Nie zawsze to się udaje. Nie trzeba przypominać, które partie dziennikarze telewizji publicznej lubią bardziej, a których nie znoszą. Którzy politycy są przedstawiani w sposób karykaturalny, a z których na siłę czyni się mężów stanu – bo to chyba dla każdego widza jest oczywiste.

Jest jednak jeden moment na kilka lat, kiedy szanse stają się równe. To czas kampanii wyborczej. Prawo daje wtedy każdemu zarejestrowanemu komitetowi wyborczemu możliwość emisji za darmo krótkich programów wyborczych. Politycy mogą nam wtedy opowiedzieć sami o sobie, własnymi słowami. Niezależnie od tego, czy ich partie stać na wykupienie drogich reklam telewizyjnych.

To prawda – często kończy się na festiwalu brutalnej propagandy. Ale to jedyne dni, gdy kandydaci nie podlegają „obróbce" dziennikarzy i redaktorów. Pokazując obywatelom darmowe spoty, TVP wypełnia misję w najlepszym tego słowa znaczeniu – daje obywatelom szansę na podjęcie świadomej decyzji w sprawie najważniejszej w demokracji – wyboru, na kogo oddać głos.

Powiedzmy wprost, jeśli Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji pozwoli przenieść bezpłatne audycje wyborcze na godziny, gdy przeciętny widz śpi lub pracuje, to zwolennicy TVP stracą kolejny argument do jej obrony. Bo po co nam telewizja publiczna, jeśli nawet raz na kilka lat nie może dać wszystkim politykom równych szans?

Tym razem problem dotyczy telewizji publicznej. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, najwyraźniej wychodząc z założenia, jakie przytoczyłem na wstępie, rozważa wypchnięcie polityków ze ścisłego prime time'u TVP. Konkretnie: chodzi o bezpłatne spoty, które przed nadchodzącymi eurowyborami miałyby być emitowane poza najlepszymi godzinami oglądalności.

Jeśli jest jakieś rozsądne uzasadnienie istnienia TVP jako państwowej instytucji, to brzmi ono w następujący sposób: ma ona misję, musi wypełniać wobec społeczeństwa obowiązki, których prywatne telewizje wypełniać nie chcą lub nie potrafią. Jakież to obowiązki?

Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?