Wygląda na to, że prokurator generalny Andrzej Seremet z „Rz" dowiedział się o kłopotach ze śledztwem smoleńskim.
W poniedziałek pisaliśmy, że zakończenie dochodzenia nie będzie możliwe bez zwrotu wraku tupolewa. Biegli pracujący dla prokuratury nie chcą wydać opinii bez pełnego dostępu do dowodów, a zatem do szczątków samolotu oraz czarnych skrzynek.
Początkowo w Prokuraturze Generalnej panowało przekonanie, że to fanaberie płk. Antoniego Milkiewicza, szefa zespołu biegłych, który powiedział w „Rz", ?że opracowanie opinii bez takiego dostępu jest niemożliwe. Okazało się jednak, że także prowadzący śledztwo prokuratorzy wojskowi wątpią, by można było zamknąć sprawę bez sprowadzenia dowodów.
Według „Gazety Wyborczej" doszło w tej sprawie do scysji na naradzie Seremeta z prokuratorami wojskowymi. W efekcie rzecznik Seremeta wydał oświadczenie. „Aktualne pozostaje stanowisko o możliwości ewentualnego zakończenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej bez obecności tych dowodów na terytorium RP" – napisał.
Dwumiesięczna korespondencja „Rz" z Naczelną Prokuraturą Wojskową jasno jednak pokazuje, że prowadzący sprawę oficerowie mają inne zdanie niż ich pryncypał. „Aktualnie nie zachodzi powód, dla którego należałoby rozstrzygać o przyczynach katastrofy na podstawie niepełnego materiału dowodowego"; „Do czasu zgromadzenia pełnego materiału dowodowego wydanie opinii kompleksowej [przez biegłych] nie będzie możliwe"; „Istotą sprawy, jeśli chodzi o uzyskanie wraku czy rejestratorów, jest możliwość nieskrępowanego do nich dostępu i czynienia stosownych badań" – to cytaty z ppłk. Janusza Wójcika z NPW.