Nie ulega wątpliwości, że ludowcy nie są zadowoleni ze swojego prezesa. Powtarzają, że w partii panuje chaos organizacyjny, a żadna z zapowiedzi Piechocińskiego z kongresu w 2012 roku nie została spełniona – ani wzrost poparcia wśród wyborców do minimum 15 proc., ani poszerzenie bazy społecznej poprzez przesuwanie się Stronnictwa ku centrum, ani lepsze zarządzanie partią, ani przekazanie władzy młodym ludziom po dwóch latach od wyboru prezesa, o czym Piechociński nie wspomina, choć dwa lata jego prezesury upłyną już w listopadzie.
Do listy pustych obietnic doszła kolejna. Szef partii zapowiadał, że po eurowyborach Naczelny Komitet Wykonawczy podda się weryfikacji w głosowaniu nad wotum zaufania. Spodziewano się, że nastąpi ono podczas sobotniego posiedzenia Rady Naczelnej PSL. Ostatecznie do tego nie doszło, ale nie oznacza to, iż delegaci puszczą obietnicę w niepamięć. Po prostu uznali, że nie ma co robić awantury w momencie, gdy szef Klubu PSL Jan Bury znalazł się na celowniku mediów z powodu akcji CBA, a cały rząd ma kłopot wizerunkowy wywołany aferą podsłuchową.
Sam Piechociński, nie poddając się ocenie Rady Naczelnej PSL, pokazał, że czuje się niepewny swojej pozycji, i to przełożyło się na nastroje delegatów. Nie bez powodu prezesa potraktowano lekceważąco, zalecając mu, by powstrzymał się od publicznych opowieści na temat swojej niewinnej pasji, czyli grzybobrania. Waldemarowi Pawlakowi nikt nigdy w partii nie zabraniał publicznego paradowania w mundurze strażaka albo obnoszenia się z tabletem, choć nie wiadomo, w czym to jest lepsze od poszukiwania prawdziwków.
Dlaczego więc ludowcy nie chcą wymienić prezesa na lepszy model? Wygląda na to, że taki przywódca, słaby i krytykowany, w tej chwili najbardziej odpowiada dużym graczom w Stronnictwie. Przy słabym liderze mogą budować swoją pozycję jego potencjalni następcy – Waldemar Pawlak, Marek Sawicki czy Władysław Kosiniak-Kamysz. Mogą kpić z jego słabej pozycji w rządzie, krytykować lidera i jego rozwiązania i za nic nie ponosić odpowiedzialności.
Oczywiście Kosiniak-Kamysz i Sawicki jako członkowie rządu nie będą rozgrywać różnic w koalicji. Ale z Pawlakiem jest inaczej. On może bezlitośnie punktować wszystkie błędy wspólnego gabinetu i w ten sposób umacniać swoją pozycję.