Stankiewicz: Złamanie Macierewicza. Analiza Andrzeja Stankiewicza

Sąd Najwyższy uważa, że należy zbadać, czy Antoni Macierewicz ujawnił tajemnice państwowe, likwidując WSI. Daje też po łapach prokuraturze, która tropiła coś zupełnie innego.

Publikacja: 30.10.2014 20:00

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Wbrew pozorom SN nie zastosował w czwartek uniku w sprawie odpowiedzialności Antoniego Macierewicza za nieprawidłowości podczas likwidacji WSI. Sędziowie zajmowali się kwestią z pozoru techniczną – czy Macierewicz, likwidując WSI, był funkcjonariuszem publicznym. I machnęli na to ręką.

Ta rozprawa to efekt wieloletniej prawnej batalii związanej z publikacją raportu z likwidacji WSI w 2007 r. Pod koniec minionego roku – po kilku latach śledztwa – prokurator Leszek Stryjewski ze stołecznej Prokuratury Apelacyjnej uznał, że podczas likwidacji WSI dochodziło do nieprawidłowości. Uznał jednak, że Macierewicz jako szef Komisji Weryfikacyjnej nie był funkcjonariuszem publicznym, więc nie można go ukarać za urzędnicze przestępstwo niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. Taka decyzja budziła kontrowersje w samej prokuraturze, dlatego sprawa trafiła właśnie w ręce Stryjewskiego, który był gotowy wykonać dyrektywy Prokuratury Generalnej i umorzyć śledztwo, odstępując od ścigania Macierewicza.

Ci, którzy czują się skrzywdzeni przez Macierewicza – byli żołnierze WSI, biznesmeni i dwie główne prywatne telewizje – poskarżyli się na prokuraturę do Sądu Okręgowego, a ten zapytał Sąd Najwyższy, czy Macierewicz był czy nie był funkcjonariuszem. De facto było to pytanie o to, czy należy nakazać prokuraturze wszczęcie śledztwa na nowo.

Sąd Najwyższy pokazał i prokuraturze, i Sądowi Okręgowemu, że błądzili, szukając przestępstwa, którego już nie ma. Czemu? Bo owo urzędnicze przestępstwo niedopełnienia obowiązków przedawniło się po pięciu latach od czynu, a więc w 2012 r. Zatem nawet jeśli Macierewicz zostałby uznany za funkcjonariusza publicznego, to nic by z tego nie wynikało.

Sędziowie zwrócili przy tym uwagę, że nie przedawniły się inne potencjalne czyny – poświadczenie nieprawdy w raporcie WSI i ujawnienie tajemnic, te przedawnią się po dziesięciu latach, a zatem w 2017 r.

Sąd Najwyższy zrozumiał to, na co wcześniej uwagę zwracał szef ABW płk Dariusz Łuczak. W swym zażaleniu do Sądu Okręgowego na prokuratorskie umorzenie śledztwa zarzucił on Macierewiczowi, że w raporcie WSI umieścił ściśle tajne informacje o współpracownikach oraz działaniach operacyjnych ABW. Łuczak w swym zażaleniu domagał się skierowania śledztwa w zupełnie innym kierunku –  właśnie ujawnienia tajemnic państwowych. A to zarzut znacznie większego kalibru niż przestępstwo urzędnicze.

Oczywiście ani zażalenie Łuczaka, ani podobny w tonie werdykt SN nie przesądza o tym, czy Macierewicz rzeczywiście popełnił tak poważne przestępstwa. Ale to dowód, że prokuratura na najwyższym szczeblu robiła wszystko, aby tej delikatnej politycznie sprawy jednoznacznie nie rozstrzygnąć. Prokuratura lawirowała, dając władzy ogarek (uznanie, że podczas likwidacji WSI doszło do złamania prawa), a opozycji – świeczkę (decyzję, że Macierewicz nie usłyszy zarzutów).

Sprawa wraca teraz do Sądu Okręgowego, który będzie musiał zdecydować, czy nakazać prokuraturze ponowne otwarcie śledztwa. Może tym razem się dowiemy, czy Macierewicz w ogóle coś złamał i co to było.

Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne