Czasy, gdy porównywalny projekt pod Bałtykiem Nord Stream scementował alians między Władimirem Putinem i Gerhardem Schroederem, już nie wrócą. Są po temu trzy powody.

1. Najważniejszym powodem wydaje się zmiana podejścia Unii, a przede wszystkim Niemiec, do Rosji. Kanclerz Angela Merkel, a w mniejszym stopniu jej minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier, nie postrzegają już Moskwy jako uprzywilejowanego partnera, ale raczej zagrożenie, które można co najwyżej minimalizować. To pod naciskiem Berlina Komisja Europejska wymusiła na Bułgarii zablokowanie budowy części gazociągu, bez którego cały projekt nie ma sensu. Z tego samego powodu Bruksela pracuje nad projektem unii energetycznej, która co prawda nie spełni wszystkich polskich oczekiwań, ale jednak doprowadzi do budowy zintegrowanego rynku przesyłu gazu, ograniczenia energochłonności gospodarki, rozwoju odnawialnych źródeł i docelowo zmniejsza zakupy gazu. Dla Putina to fundamentalny problem, bo wbrew buńczucznym zapowiedziom rosyjski prezydent nie znajdzie klienta, który będzie kupował tyle gazu, co Europa za tak wysoką cenę i na równie pewnych zasadach.

Najważniejszy powód porażki Moskwy to zmiana podejścia Unii, a przede wszystkim Niemiec. Nie postrzegają już Rosji jako uprzywilejowanego partnera, ale zagrożenie

2. Unia nie byłaby jednak wobec Moskwy tak asertywna, gdyby nie coraz większa podaż ropy i gazu na rynkach międzynarodowych i gwałtowny spadek ich ceny. Tę energetyczną rewolucję Europejczycy zawdzięczają przede wszystkim Amerykanom i ich nowym technologiom pozyskiwania paliwa. W takich warunkach łatwiej jest powiedzieć Rosjanom „niet", bo alternatywnych dostawców jest wielu.

3. Bój z Putinem byłby także dla Europy o wiele trudniejszy, gdyby Rosja nie przeżywała głębokiego kryzysu gospodarczego. Kreml utopił już w projekcie South Stream blisko 10 mld dol., ale gdy okazało się, że zachodnie banki odmawiają wyłożenia kolejnych miliardów, Moskwa musiała dać za wygraną. Po prostu nie ma pieniędzy na kontynuowanie tak dużej inwestycji. To efekt z jednej strony załamania cen ropy, której eksport jest głównym źródłem dewiz dla rosyjskiego budżetu, a z drugiej – zachodnich sankcji. Mimo że Rosja robi wszystko, aby pogrążyć rząd w Kijowie, musiała się pogodzić z tym, że przez wiele następnych lat ogromna część tranzytu gazu do Europy będzie przechodziła przez Ukrainę. Ten potrójnie niekorzystny dla Putina układ szybko się nie zmieni. W budowie South Stream miały uczestniczyć największe koncerny energetyczne z trzech krajów Unii, które do tej pory były najbardziej przychylne Moskwie: niemiecki Wintershall, włoski Eni i Electricite de France. Tym razem Moskwie nie udało się zagrać na narodowych rywalizacjach wewnątrz Wspólnoty. Solidarna Europa zbudowała mur, na którym rozbił się South Stream. Budowa tego muru niestety trwała długo, ale Putin go teraz szybko nie rozbije.