Jedną z nich są tzw. kilometrówki polityków PO, w tym zwłaszcza Radosława Sikorskiego.

Z sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej" wynika, że Polacy nie są dla marszałka Sejmu zbyt wyrozumiali. Niemal 60 proc. ankietowanych uważa, że powinien on odejść ze stanowiska (niemal 40 proc. opowiada się za tym zdecydowanie). Trzeba przyznać, że Polacy są konsekwentni – pytani na początku grudnia, czy posłowie przyłapani na nieprawidłowościach podczas rozliczania podróży zagranicznych powinni się zrzec mandatów, w ogromnej większości (87 proc.) odpowiedzieli, że tak. Widać wyborcy są wobec polityków bardziej wymagający niż ich szefowie i nierozliczanie afer (przypomnijmy, że za aferę taśmową nikomu włos z głowy nie spadł) chyba im się nie podoba.

To znamienne, że Sikorski, który podjął decyzję o sporządzeniu raportu o zagranicznych podróżach posłów i sam zatopił podróżników z PiS, potem musiał się tłumaczyć z własnych wojaży. Sęk w tym, że tego w sposób przekonujący nie zrobił. Zasłaniał się niepamięcią. Jeśli będzie dalej w to brnął, pogrąży swoją polityczną przyszłość.

Niepamięć to zresztą ostatnio najpoważniejsza choroba obozu rządzącego. Prezydent Bronisław Komorowski, zeznając jako świadek w procesie oskarżonych o handel aneksem do raportu o WSI, nie mógł sobie przypomnieć, czy i kiedy czytał ten dokument. Amnezja dopadła też premier Ewę Kopacz, która we wtorek nie potrafiła wygrzebać z pamięci tego, czy należała w PRL do ZSL, o co pytali ją dziennikarze.

Nie było to jedyne pytanie, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Nie wyjaśniła bowiem, po co właściwie powołuje specjalnych pełnomocników w resortach. Przeprosiła natomiast za wywiad w jednym z kobiecych tygodników. Robił on wrażenie materiału reklamowego producentów odzieży i biżuterii. Dlatego już wkrótce może się okazać, że kilometrówki Sikorskiego to najmniejszy z kłopotów, które będzie miała Ewa Kopacz.