Gdy w maju 2014 rozpoczynałem to swoje pisanie w „Rzepie” (jutro jubileusz, czyli setny kawałek!), Redakcja kazała, żeby każdy wpis liczył około 2500 znaków. Nie zawsze to się udaje, więc od czasu do czasu korzystam z porady pana Kaczmarka i nadwagę równoważę niedowagą tak, by ich bilans wychodził na zero. Dziś zatem będzie krótko.
Nad Wisłą panuje dość powszechne przekonanie, że media – prasa, radio i telewizja – muszą być PRYWATNE. Gdy idzie o własność, mogą sobie być chińskie, niemieckie, amerykańskie, brukselskie i dowolne (z wyłączeniem ruskich, ma się rozumieć) – byle prywatne. Owszem, robi się wyjątek dla telewizji publicznej i radia publicznego, które, zdaje się, nadal są w stu procentach własnością państwa. Ale nie ma żadnej państwowej gazety.
Nawet „Gazeta Wyborcza”, która w roku 1989 powstała w całości na bazie państwowych „sił i środków”, nie przekształciła się w gazetę publiczną. Nie mówiąc już o mojej ukochanej „Rzepie”, która, pod wodzą ś. p. Darka Fikusa, była stuprocentową własnością państwa polskiego jeszcze w roku 1990. Praktycznie od początku odzyskania przez Polskę wolności i niepodległości nie ma nad Wisłą papierowego (niechby i elektronicznego) ogólnoinformacyjnego pisma państwowego – gazety, tygodnika, solennego miesięcznika...
Mam dwa pytania do Czytelników.
Po pierwsze – dlaczego tak jest? Dlaczego może być (w grę wchodzi raczej dobry byt, czyli dobrobyt) telewizja publiczna i radio publiczne, a nie może istnieć gazeta publiczna?