Reklama

Stanisław Remuszko: Za czym kolejka ta stoi...

Mówią, że Polska jest dziestaktóraś na liście.

Publikacja: 28.02.2015 11:48

Stanisław Remuszko

Stanisław Remuszko

Foto: rp.pl

Chodzi o listę tzw. wysoko rozwiniętych państw świata – a gdy się spytać o kryteria takiego rankingu, to odpowiedzi padają różne: a to jakiś tajemniczy PeKaBe na głowę, a to przeciętna długość życia, a to odsetek obywateli z maturą, a to dostępność internetu, a to procent gospodarstw domowych z elektrycznością (wodociągiem, kanalizacją, lodówką, pralką, telefonem, telewizorem, komputerem, smartfonem etc.), albo i wszystko razem.

Ja wszakże mam swoje prywatne kryterium poziomu cywilizacyjnego: KOLEJKĘ, w której trzeba odstać przynajmniej pół godziny, by sprawę załatwić.

Gdy człek wspomni czasy PRL, to widać, że w dziedzinie kolejek (nie mylić z kolejnictwem!) postęp dokonał się wręcz gigantyczny. Jeszcze ćwierć wieku temu kolejki były praktycznie po wszystko („...za czym kolejka ta stoi?" – pytali genialni Bryll, Trzciński i Prońko...), a dziś ich nie ma prawie wcale. Inna sprawa, że – dzięki likwidacji kolejek – nasza pozycja rankingowa ani drgnęła, bo w czołowej ...dziestce najwyżej rozwiniętych państw świata takich strukturalnych ustrojowych kolejek nie było nigdy.

Jako się rzekło, w Polsce XXI wieku kolejek nie ma już w prawie żadnym z dosłownie tysięcy miejsc, w których przedtem „stały". Na przełomie stuleci zlikwidowano nawet – jako bodaj przedostatnie – kolejki do okienka bankowego oraz do kasy na dworcu kolejowym (autobusowym). Ale w dwóch kolejkowych twierdzach Polska Rzeczpospolita Ludowa okopała się i trzyma się jak Chińczyki z „Wesela": mocno!

Te dwa betonowe bastiony, to powszechna służba zdrowia oraz Poczta Polska. Mimo siódmego krzyżyka na karku (Pan Bóg łaskaw) ruszam się dość dużo – i nie znam w mojej Ojczyźnie innych „codziennych" miejsc, w których wciąż musiałbym odstać/odsiedzieć/odspacerować (czytaj: zmarnotrawić) minimum pół godziny. A w przychodni i na poczcie jest to regułą.

Reklama
Reklama

Dlaczego? Przypuszczam, że w publicznej służbie zdrowia – przynajmniej gdy chodzi o lekarzy pierwszego kontaktu (czyli rodzinnych) – tak może być na całym globie, bogatych USA czy Wielkiej Brytanii nie wyłączając. Niewykluczone, że jest to problem nierozwiązywalny – jak skup pustych butelek, który nie opłaca się już nigdzie. Ale poczta? Przecież to chyba zyskowna instytucja... Że to nieprawda, bo przynosi straty? To czemu nie mogę pójść do pocztowej konkurencji?

Marzę, aby – zanim zajmie się mną lekarz ostatniego kontaktu – doczekać dnia, w którym Poczta Polska rzeczywiście (w codziennej powszedniej praktyce) utraci swój komuszy państwowy monopol. Ponoć dwa lata temu utraciła go ustawowo, czyli na papierze, ale konkurencji – czyli INNYCH placówek pocztowych, do których można pójść i nadać list, telegram, przekaz albo paczkę – nadal nie widać : -(

Masz pytanie do autora? remuszko@gmail.com

Publicystyka
Ursula von der Leyen: Nowe otwarcie w handlu z USA
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama