W ostrej dyskusji między kandydatami wielokrotnie przewijały się wątki prawne. Kandydaci zadawali sobie ciosy przypominając udział w kontrowersyjnych decyzjach legislacyjnych lub prawnych zaniechaniach. W tej warstwie pojedynek toczył się na dość wysokim poziomie ogólności oceniam. Atakowany przez Komorowskiego za przepisy karne, które znalazły się w projekcie ustawy o in vitro - Andrzej Duda- wybrnął z kłopotliwego pytania, całkiem sprawnie powołując się na konstytucję i wypominając jednocześnie kontrkandydatowi podpisanie kilku niekonstytucyjnych ustaw.
Zręcznie przed zarzutem Dudy dotyczącym antywolnościowej prezydenckiej ustawy o zgromadzeniach (zakwestionowanej przez Trybunał Konstytucyjny) bronił się też Komorowski dowodząc, że chodził tu o zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom przez chuliganami.
Ataków prawnych było więcej. Prezydent przypomniał m.in. o konwencji przemocy wobec kobiet, wobec której Duda był krytyczny. I o 100 tyś. przypadków przemocy wobec pań. Kandydat PiS ładnie wybrną- przypominając, że przepisy o ochronie kobiet już w Polsce obowiązują, nie są tylko egzekwowane, a konwencja niesie ze sobą ładunek ideologiczny obcy naszej tradycji. Nie zabrakło też festiwalu obietnic Komorowski przypomniał o referendum w sprawie JOW i obniżki podatków, a także o nowym pomyśle na emerytury.
Duda nie był dłużny- obiecując 500 zł dla każdej biednej rodziny, i obniżeniu kwoty wolnej od podatku. W dyskusji o sprawach społecznych i socjalnych sporo było taniego populizmu po obu stronach.
Reasumując czwartkowe stracie kandydatów w wyborach prezydenckich w obszarze prawnym można uznać za remisowe. Po żadnej ze stron nie było kompromitujących wpadek, a złośliwości można podzielić po połowie. W warstwie retorycznej wyżej jednak oceniam Andrzeja Dudę, niewątpliwie pomogło mu w tej dyskusji na tym polu wykształcenie prawnicze, jak choćby w kwestii śledztwa smoleńskiego (bez dowodów, trudno wyrok). Było też w nim znacznie więcej świeżości i ofensywności niż w pierwszym starciu.