Przy pierwszym pytaniu: o ustawę aborcyjną oraz in vitro, Andrzej Duda nie był jak w I rundzie zaskoczony, i odwołał się do konstytucji, natychmiast wytykając prezydentowi, że podpisywał ustawy zawierające przepisy uznane przez Trybunał za niekonstytucyjne. Bronisław Komorowski opowiedział się za przyjazną neutralnością państwa i Kościoła.
Rundę o Smoleńsk, o pytanie Moniki Olejnik, jak przywrócić zaufanie do prokuratury, doprowadzić do zwrotu wraku, czarnych skrzynek, wygrał ewidentnie Duda. - Patrzę na to jako prawnik: głównych dowodów Polska nie ma. Odpowiedzialna jest za to władza, prezydent Komorowski i „jego" partia - mówił. Prezydent odpowiedział, że od tego jest niezależna prokuratura (ilu jednak Polaków wierzy w tą niezależność), że należy czekać na jej werdykt. Tylko, jak długo jeszcze, można zapytać.
W segmencie polityka społeczna i gospodarka, Andrzej Duda był bardziej wiarygodny i oczywiście hojny. Przy pytaniu o wiek emerytalny mówił, że ludzie nie chcą pracować do śmierci, że Platforma Obywatelska ich oszukała przy tej zmianie, że należy obywatelom przywrócić prawo decyzji w tym względzie. Bronisław Komorowski przestrzegał, że grozi to niższymi emeryturami.
Podobnie było przy pytaniu Bogdana Rymanowskiego o banki i kredyty we frankach. Duda powiedział, że państwo powinno pomóc frankowym kredytobiorcom i powrócić do rozliczenia w złotych, opowiedział się też repolonizacją banków. Z kolei Komorowski powiedział, że trzeba pomagać przede wszystkim ludziom najbardziej zagrożonym utratą mieszkania, niezależnie zresztą od tego, w jakiej walucie mają wzięli kredyt i dodał, że to kredytobiorcy biorą odpowiedzialność za swoje decyzje.
Obaj kandydaci skończyli najlepsze w Polsce uniwersytety, choć wykształcenie prawnicze jest zapewne lepsze dla polityka, urzędnika państwowego. Jednak kwestie prawne nie zdominowały tej debaty. Andrzej Duda, jak dobry prawnik, mówił tak, jakby nie był prawnikiem. - Wierzę, że wybierzecie dobrą zmianę – zakończył wystąpienie.