Jeśli Ewa Kopacz, jak zapowiedziała w środę, nie podpisze rocznego sprawozdania z działalności prokuratury, otworzy to drogę do odwołania Andrzeja Seremeta. Może też oznaczać, że PO desperacko spróbuje wymienić prokuratora generalnego jeszcze przed końcem kadencji swojego prezydenta Bronisława Komorowskiego. To bowiem głowie państwa Krajowa Rada Sądownictwa oraz Krajowa Rada Prokuratury przedstawią do wyboru po jednym kandydacie na następcę Seremeta.
Czy jednak PO zdążyłaby przeprowadzić całą operację, zanim Andrzej Duda obejmie urząd 6 sierpnia? To trudne z uwagi na dość długi proces wyłaniania kandydatów. Jakkolwiek będzie, najnowsza odsłona afery taśmowej – wielki wyciek prokuratorskich akt – ułatwi politykom wpływanie na śledczych.
Andrzej Seremet bronił się w środę w Sejmie, przekonując, że działania związane z udostępnieniem akt były zgodne z prawem. Czy udało mu się przekonać posłów i zdezorientowaną opinię publiczną? Chyba nie. Sytuacji, w której prokuratorskie akta z wrażliwymi danymi fruwają po sieci, a winnych brak, nie da się skwitować stwierdzeniem, że wszystko było zgodne z procedurą. Bo zaufanie do prokuratury zostało mocno nadwyrężone.
Środowa sejmowa debata to zapowiedź, że czeka nas poważna dyskusja nad przyszłością tej instytucji. Dotąd oddzieleniu prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości – wprowadzonemu pięć lat temu – przeciwna była opozycja. Teraz wydaje się, że do takiego stanowiska coraz bliżej też posłom PO.
Sam Seremet w końcówce kadencji, która kończy się wiosną 2016 r., ma pecha. Jego pięcioletnie urzędowanie było zachowawcze. Zasługą było niewątpliwie wyciszenie prokuratury, odsunięcie śledztw od świateł jupiterów. Afera taśmowa, która rozpoczęła się od blamażu nadgorliwych śledczych w redakcji „Wprost", zmusza jednak do postawienia pytań, czy to uspokojenie prokuratury nie jest tylko pozorne. Dlaczego tak potężna instytucja nie jest w stanie zapanować nad tak poważnym śledztwem, które – gdyby nie wyciek akt – zmierzałoby do umorzenia? Czy na niższych szczeblach uwikłanie śledczych w politykę udało się przeciąć? Czy zmiana mentalności i wymiana kadr tam, gdzie było to konieczne, nastąpiły? Czy nie jest to ciągle PRL-owski moloch, w którym co czwarty prokurator zajmuje się pracą biurową, statystyką, a nie ściganiem przestępców?