Były szef Mosadu: Zachód może walczyć ramię w ramię z Iranem

Wyobrażam sobie Zachód walczący wraz z Iranem i Hezbollahem przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu. Wystarczy, żeby każdy zrobił to, co może – mówi Jerzemu Haszczyńskiemu były szef Mosadu.

Aktualizacja: 10.09.2015 13:41 Publikacja: 09.09.2015 20:51

Były szef Mosadu: Zachód może walczyć ramię w ramię z Iranem

Foto: AFP

Rzeczpospolita: Prezydent François Hollande zapowiedział, że Francja rozpocznie naloty na pozycje tzw. Państwa Islamskiego w Syrii. Czy ataki z powietrza, w które włączy się prawdopodobnie też Wielka Brytania, wystarczą? Czy też bez udziału wojsk lądowych takie działania są bezsensowne?

Efraim Halevy: Nie sądzę, by to było bezsensowne. Każdy atak może odnieść skutek, także lotniczy.

Do pokonania dżihadystów to chyba mało?

Do zwycięstwa potrzebne są oddziały na lądzie, trzeba się z ISIS zetrzeć bezpośrednio.

Ale na Zachodzie, po wojnie w Iraku i Afganistanie, nikt nie jest gotów do operacji lądowych. Czyli to dżihadyści zwyciężą?

Nie. Dlatego że mają innych wrogów w regionie.

Jednak ci wrogowie nie łączą sił z Zachodem, by zwalczać tzw. Państwo Islamskie.

W końcu nie będą mieli innej możliwości, ponieważ ISIS zagrozi wrogom w regionie, zanim zagrozi Zachodowi. Zachód nie zawsze musi robić wszystko za innych. Inni w regionie będą musieli się zabrać na serio do walki, zderzyć się z ISIS. Zagrożony jest Iran i Hezbollah. Zanim ISIS dotrze do wrót Wiednia, musi po drodze pokonać innych przeciwników. Nie sądzi pan?

Wyobraża pan sobie Amerykanów i Francuzów walczących ramię w ramię z Hezbollahem przeciw ISIS?

Tak, choć nie ramię w ramię, ale mając ten sam cel. Jest angielski termin „frenemy" oznaczający przyjaciela, który jest wrogiem, i wroga, który jest przyjacielem. Czasem trzeba się do takiego zwrócić, by coś osiągnąć.

Jak koordynować z Iranem taką wspólną walkę?

Koordynacja nie jest potrzebna. Niezbędna jest świadomość, że każdy na własnym terenie ma zrobić to, co może. Zanim więc ISIS dotrze do Wiednia, o którym już wspomniałem, musi dotrzeć do wrót Bagdadu.

Jak to było możliwe, że taka niewielka organizacja jak ISIS w tak krótkim czasie podbiła pół Iraku i pół Syrii?

Tkanka Iraku jest bardzo słaba. Szyicki reżim w Bagdadzie nie chciał włączyć do rządzenia sunnitów – mniejszości, która wcześniej panowała w Iraku. A Irańczycy myśleli, że dzięki temu mają kraj dla siebie. A teraz się okazało, że aby to przetrwało, nie mogą polegać tylko na Francuzach i Brytyjczykach. Sami muszą coś zrobić.

ISIS to dzieci Al-Kaidy?

Nie. ISIS stworzono, ponieważ USA po wkroczeniu do Iraku w 2003 r. postanowiły zniszczyć infrastrukturę tamtejszej armii i system rządzącej partii Baas. To był błąd. Sunnici zostali wykluczeni z rządu w Bagdadzie, zdecydowali więc, że dołączą do innych zbuntowanych, wśród których było trochę ludzi z Al-Kaidy. Doświadczeni dowódcy wiedzieli, jak organizować jednostki wojskowe. Uzyskali też sprzęt. Zostawili go w arsenałach wycofujący się Amerykanie, bo transport byłby droższy niż pozostawienie sprzętu na miejscu.

Ale cele Al-Kaidy i ISIS są podobne?

Nie. Al-Kaida chciała organizować międzynarodowy przewrót i zamachy na amerykańskie cele. ISIS chce kontrolować konkretne terytorium.

Francuskie naloty na ISIS w Syrii to próba zmierzenia się u źródeł z najważniejszym obecnie problemem Europy – masą uchodźców. Co by pan zasugerował przywódcom Europy w związku z kryzysem imigracyjnym? W Polsce wielu ludzi obawia się, że wśród uchodźców są islamiści. Jak ich odróżnić?

Jednym z problemów, jakie rzeczywiście ma Europa, jest groźba infiltracji uchodźców przez ISIS. Przeciwdziałanie temu to zadanie dla służb specjalnych. A co do odróżniania, to w Tel Awiwie nie widujemy Syryjczyków, mamy uchodźców z Erytrei, Sudanu. Szef opozycji Izaak Herzog zaproponował, by przyjąć grupę uchodźców z Syrii, ale premier odpowiedział, że Izrael jest na to za małym krajem. Mam wielki szacunek dla Europejczyków. Byłem ambasadorem Izraela przy UE. Europa to nie jest mała grupa państw, które pojawiły się wczoraj czy przedwczoraj. To są ukształtowane kraje, mają też tradycje wywiadowcze. Nie sądzę, że potrzebują rad od Izraela. A jeżeli potrzebują, to wiedzą, jakimi kanałami się o to zwrócić. Byłem w Polsce jako szef Mosadu 15 lat temu i od tego czasu stosunki się poprawiły.

Polska jest ważnym miejscem na mapie operacji Mosadu?

Jest wiele wzajemnego szacunku między Polską i Izraelem. Wiemy, jakie są nasze wspólne interesy, i wiemy, jak współpracować. Tyle mogę powiedzieć.

Czyli żadnych szczegółów o współpracy służb polskich i izraelskich pan nie ujawni?

Nie.

To przejdźmy do Iranu. Czytałem na izraelskim portalu, że jest pan jedną z niewielu ważnych osób w Izraelu, które nie sprzeciwiają się porozumieniu nuklearnemu Zachodu z Teheranem.

Skąd ten portal wie, że jest tak mało takich ludzi?

Ale nie jest pan przeciw porozumieniu?

Nie, bo uważam, że alternatywa jest gorsza. Premier Netanjahu uważa, że brak porozumienia jest lepszy niż złe porozumienie. A ja myślę, że to porozumienie nie jest złe, choć daleko mu do doskonałości.

Premier sugeruje, że dogadywanie się z Iranem to najgorsza rzecz na świecie.

To ważny temat dla świata. W USA Senat i Izba Reprezentantów prowadzą na ten temat debaty, parlament Iranu też. A nasz parlament jest na wakacjach.

Dlaczego?

Uważam, że jeżeli coś jest istotne, to się o tym dyskutuje w parlamencie. A jedyny parlament na świecie, który się tym nie interesuje, to parlament izraelski. Nie sądzi pan, że to dziwne? I mówi się, że wszyscy Izraelczycy mają jakieś zdanie na temat porozumienia, a ja nie wiem, co myślą Izraelczycy. Nie wiem też, co myśli 120 posłów Knesetu.

Pana zdaniem Iran nie jest zagrożeniem dla istnienia Izraela?

Nie jest możliwe zniszczenie Izraela. Jest wiele zagrożeń i wrogów, ale egzystencja państwa nie jest zagrożona.

Przecież to mała wyspa na morzu muzułmańskim, wśród państw arabskich, których potencjał militarny rośnie.

Nie sądzę, żebyśmy mieli do czynienia z rosnącym potencjałem państw arabskich. Niech pan spojrzy, co się stało w ostatnich 60–70 latach. Gdy walczyliśmy o niepodległość, mieliśmy przeciw sobie siły z Egiptu, Sudanu, Jordanii, Syrii, Libanu, Palestyńczyków. Wszyscy atakowali Izrael. I gdzie oni teraz są? Wspólny front państw arabskich przeciw Izraelowi został złamany. Mamy traktaty z Jordanią, Egiptem, porozumienia z Oslo z Palestyńczykami, a reszta państw regionu, jak Liban i Syria, nie jest zagrożeniem, bo nie ma takich możliwości militarnych. Mamy partnerów we wszystkich dziedzinach w Jordanii i Egipcie, a w niektórych i w Arabii Saudyjskiej, i w części państw Zatoki Perskiej. Czyli radzimy sobie całkiem dobrze.

I tak będzie zawsze?

W stosunkach międzynarodowych nic nie jest na zawsze. Można mówić o perspektywie dziesięciu lat.

A gdyby porównać zagrożenie ze strony ISIS i Iranu?

Iran jest większym zagrożeniem, bo to państwo uprawiające państwowy terror. Stanowi poważne zagrożenie, ale wiemy, jak z nim postępować.

Wyobraża pan sobie powstanie państwa palestyńskiego i uznanie go przez Izrael?

To przede wszystkim zależy od Palestyńczyków. Nie ma żadnego ruchu narodowego na świecie, który dostał tak wielkie poparcie od wspólnoty międzynarodowej jak palestyński. Gdy powstawał Izrael, w ówczesnej Palestynie było 600 tys. Żydów. Byłem przy tym, przyjechałem w kwietniu 1948 roku. W wojnie o niepodległość walczyło 80 tys. ludzi, 10 proc. tutejszej społeczności plus 20 tys. przybyłych z zagranicy, część z nich to ocaleni z Holokaustu. Straciliśmy 6 tys. ludzi, 1 proc. populacji. Potem jeszcze zginęło 22 tys. w walkach we wszystkich wojnach. To wysoka cena. Dla nas święte jest życie, a nie śmierć jak w innych religiach. I do tej pory szło nam dobrze, przezwyciężyliśmy izolację, jesteśmy największą potęgą militarną w promieniu 1500 km od Jerozolimy.

Czyli do granic Iranu?

Nie, łącznie z Iranem. Poradziliśmy sobie bardzo dobrze, choć przez 20 lat od powstania państwa nie otrzymaliśmy żadnej pomocy od nikogo, USA nie dały nam dolara, nałożyły embargo na broń w 1948 r., trochę jej dostaliśmy z ZSRR poprzez Czechosłowację. A Palestyńczycy niemal od pierwszego dnia mają wsparcie, dostają miliardy dolarów z Europy, od państw Zatoki, co roku są specjalne konferencje sponsorów: 300 mln dolarów od jednego, miliard od drugiego. Nadszedł czas, by Palestyńczycy pomogli sobie sami. Jeżeli chcą mieć państwo, powinni wziąć sprawy we własne ręce i je utworzyć.

Myśli pan, że wśród palestyńskich liderów nie ma zainteresowanych utworzeniem niepodległego państwa?

Może wielu jest tym zainteresowanych. Ale nie mają charakteru, by działać i utworzyć państwo.

Co jest potrzebne, jeżeli mógłby pan coś poradzić?

Przywództwo i jedność. A nie mają prawdziwego przywództwa i wewnętrznej jedności. Palestyńczycy mają skłonność do obwiniania – Izrael jest winny, USA są winne, Polska, a czasem nawet Rosja. Tylko siebie nie winią. Podpowiadam: jeżeli chcecie mieć państwo, to upomnijcie się o nie i nie proście wszystkich o pomoc.

A jaka byłaby reakcja Izraela, gdyby liderzy palestyńscy ogłosili niepodległość, tak jak pan sugeruje?

Nie wiem. Nie chodzi oczywiście o samą deklarację niepodległości. Trzeba podjąć działania, zorganizować się, stworzyć system. Tak jak my w czasie mandatu brytyjskiego tworzyliśmy system ekonomiczny, edukacyjny, służbę zdrowia. Oni tego nie robią.

Na stronie internetowej Mosadu znalazłem hasło: „Dołącz do nas, by widzieć to, co niewidzialne, i robić to, co niemożliwe". Brzmi jak ze szpiegowskiego filmu z Hollywood.

Nie oglądałem wielu filmów szpiegowskich. To, co robiłem, jest ciekawsze niż hollywoodzkie produkcje.

Efraim Halevy (urodzony w 1934 roku w Londynie). W latach 1998–2002 był szefem izraelskiego Instytutu do spraw Wywiadu i Zadań Specjalnych (Mosadu). Pracował w nim od 1961 roku. Był bliskim współpracownikiem pięciu izraelskich premierów. Stał też na czele Narodowej Rady Bezpieczeństwa.

Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku