„Gazeta Wyborcza” pisze o wyborach w tonie wielokrotnie już przez nią powtarzanym, która można sprowadzić do dwóch tez: Szydło to marionetka, a PiS założył maskę i jakimś cudem wygrał.
Beata Szydło będzie premierem rządu, w którym ma niewielu zaufanych ludzi – zaczyna „Gazeta” („PiS się urządził”). Przypomina, że żadnej nominacji nie dostał m.in. Marcin Mastalarek, aktywny w sztabach kampanii prezydenckiej i parlamentarnej. Agata Kondzińska pisze („IV RP wraca po przerwie”): „PiS zrzucił maski z kampanii, dzięki którym tak skutecznie omamił wyborców, że zyskał samodzielną większość. Ponownie wpuszcza do resortów sprawiedliwości i obrony oraz do służb specjalnych starych harcowników”. Oj, Pani Redaktor, niech się tylko minister Macierewicz dowie, że go Pani nazywa „starym harcownikiem”!
A kończąc tematykę wyborczą, „Dziennik Pazeta Prawna” napisał o protestach po wyborach parlamentarnych („Skończyły się wybory, można protestować”). Wpłynęło ich zaledwie 51, podczas gdy w wyborach samorządowych było ich prawie dwa tysiące! Nieprawidłowości dotyczyły przede wszystkim liczenia głosów, głównie – błędów w protokołach.
Gdyby mieli Państwo dość rządowo – wyborczych układanek, to w gazetach nadal żywy temat Volkswagena. Danuta Walewska pisze w Rzepie („Volkswagen szuka pieniędzy, by przeżyć”), że na wyjście z kryzysu firma potrzebuje aż 30-40 mld zł. Tymczasem brakuje jej ok. 10 mld zł, będzie więc zapewne musiała pożegnać z którąś ze swoich marek – mogą to być motocykle Ducati, część udziałów w ciężarówkach MAN i Scania, a także sprzedaż udziałów w FC Bayern Monachium.
Andrzej Kublik w „Wyborczej” pisze, że polski Volkswagena płaci za aferę gwałtownie zmniejszającą się produkcją („Polskie zakłady Volkswagena płacą za szwindel koncernu?”). Choć zakład twierdzi, że przyczyny są inne i przejściowe.
Z tematów „pozarządowych” polecam w „GW” tekst o tym jak to amerykańskie wytwórnie filmowe stają na głowie, by wedrzeć się na intratny chiński rynek („Chiński sen o Hollywood”). Oczywistością w amerykańskich filmach stają się sceny, w których bohaterowie płacą chińskimi kartami do bankomatu albo piją… chińskiego red bulla. Chińskie imiona i tamtejsi celebry ci to oczywista oczywistość.