Co by nie powiedzieć, Angele Merkel jest politycznym fenomenem, którego nie sposób w pełni zrozumieć. Kobieta z tytułem doktora fizyki, która nie interesowała się polityką do tego stopnia, że kiedy emocje w Berlinie Wschodnim sięgały pamiętnego dnia 9 listopada 1989 roku zenitu, poszła z koleżanką jak zwykle w umówiony wieczór do sauny.
Niewiele miesięcy później została zastępcą rzecznika prasowego ostatniego wybranego już w wolnych wyborach rządu NRD i została przedstawiona kanclerzowi Helmutowi Kohlowi. Wkrótce została ministrem w jego rządzie. Do tego momentu jej kariera była błyskotliwa, ale nie spektakularna.
Prawdziwy przełom nastąpił wiele lat później, kiedy została przewodniczącą CDU. Konserwatywnego do głębi ugrupowania z przeważającym katolickim rodowodem powstałego na gruzach nazistowskich Niemiec po wojennej katastrofie. To CDU sprawiła, że Niemcy stały się znów potęgą gospodarczą. Partia Adenauera, Erharda czy właśnie Kohla. Partia prawdziwych macho, zaprawionych w politycznych bojach i podjazdach z pełnymi ustami frazesów o wartościach chrześcijańskich, których sami nie przestrzegali. I z trupem w szafie czyli milionami marek haraczu, który wpływał nielegalnie do jej czarnych kas z zachodnioniemieckiego biznesu.
I tu nagle ni stąd ni stąd ni zowąd kobieta. Już w kwiecie wieku, z innego świata czyli byłej NRD, córka pastora, do tego bezdzietna i rozwódka. To ona została w 2000 szefową CDU. Zadecydowali o tym mężczyźni z kręgu Helmuta Kohla, którego czarną kasą zainteresowała się prokuratura. Wyszły na jaw rzeczy, o których nikomu się nie śniło. Wtedy sięgnięto po Angelę Merkel, oficjalnie wiceprzewodniczącą partii.
Zamysł był taki, że gdy tylko awantura ucichnie, Merkel zostanie zmuszona oddać władzę i wszystko wróci do normy. Awantura zamiast ucichnąć rozkręcała się jeszcze przez następne lata. Merkel władzy nie oddała. Właściwe prawie oddała w 2002 roku, kiedy to kandydatem na kanclerza z ramienia CDU/CSU został szef bawarskiej CSU Edmund Stoiber. Merkel, jako szefowa wielokrotnie większej CDU, zgodziła się na takie rozwiązanie bez większych dyskusji i awantur. Zdawała sobie sprawę, że jest to ostatnia próba odebrania jej władzy przed wrogi jej obóz w CDU. Stoiber wybory przegrał i to zaledwie kilkoma tysiącami głosów na 40 mln uprawnionych do głosowania. Gdyby wygrał o Angeli Merkel byłoby zapewne dzisiaj cicho.