Jak powtarzali polscy politycy, kiedy w rozmowach o kryzysie migracyjnym pojawiał się postulat likwidacji Schengen, swoboda przepływu osób jest najbardziej namacalną korzyścią, którą daje nam Unia Europejska. Otwarte granice wpisują się w szerszy kontekst ekonomiczny – umożliwiają mobilność siły roboczej na terenie wspólnoty. Wraz ze swobodą przepływu towarów i usług oraz kapitału, stanowią fundament wspólnego rynku. Jednocześnie ze swoją funkcją gospodarczą, Schengen postrzegane jest przez obywateli wspólnoty jako przywilej przesądzający o przynależności do lepszego świata.
Język wartości europejskich jest kontrowersyjny. W Polsce zdajemy sobie z tego sprawę szczególnie dobrze. Różnice aksjologiczne pomiędzy Wschodem a Zachodem uwidaczniają się przy każdej okazji. Obie strony drażnią się nawzajem, ponieważ ze względu na różne doświadczenia historyczne, wykształciły różne poglądy i postawy. Zachód w oczach Wschodu jest nieodpowiedzialny i rości sobie bezpodstawnie prawo do wyższości moralnej. Wschód w oczach Zachodu jest nieokrzesany i nieustannie zagrożony dyktaturą. Zamiast sprzeczać się o moralność, w której to dziedzinie powszechna zgoda ani nigdy nie panowała, ani nie zapanuje, warto budować wspólną tożsamość na projektach namacalnych i korzystnych dla wszystkich. Właśnie takich, które będą odczuwane przez obywateli jako przywileje lepszego świata.
Unia – wbrew temu, co mówią umiarkowani eurosceptycy – to nie tylko projekt gospodarczy. Wbrew temu, co mówią zachodni euroentuzjaści, nie musi być ona jednak wspólnotą etyczną. Unia może być po prostu najlepszym miejscem do życia na Ziemi. By to było jednak możliwe i trwałe, jacyś odważni europejscy politycy musieliby odważyć się na to, by ruszyć integrację europejską w kierunku, który do tej pory traktowany był po macoszemu. Chodzi o wprowadzenie powszechnego, scentralizowanego, jednolitego europejskiego systemu emerytalnego i opieki zdrowotnej. Po pierwsze, taki projekt zjednałby Unii szerokie masy społeczne. Po drugie, stanowiłby wyraz tak potrzebnej w dzisiejszych czasach solidarności. Po trzecie, zbalansowałby korzyści, które już czerpią z integracji międzynarodowe firmy na rzecz równowagi pomiędzy pracą a kapitałem. Po czwarte, jeszcze mocniej przesądziłby o tym, że przynależymy do lepszego świata.
Jedna emerytura i taka sama jakość służby zdrowia od Helsinek po Lizbonę to nie science fiction. Przy odpowiedniej woli politycznej takie rozwiązania mogłyby wejść w życie w niedalekiej przyszłości. I, szczerze mówiąc, wierzę, że tak będzie. W końcu przecież znajdzie się lider, który zrozumie, jak wielkie poparcie społeczne taki pomysł mógłby w Europie zyskać i zdecyduje się zbudować na nim swoją pozycję.