Deklaracja z tego tygodnia jest rozwinięciem przemówienia byłego premiera z 3 maja tego roku. Wtedy zarysował agendę nowego projektu: od walki ze zmianami klimatycznymi, smogiem po kwestie dotyczące uzależnienia od internetu, sztucznej inteligencji, dominacji GAFA (Google, Amazon, Facebook, Apple), delaboryzacji, ale też o potrzebie odbudowy wspólnoty w Polsce. To wtedy Tusk mówił, że polityka nie może opierać się zniszczeniu przeciwnika. To przesłanie odczytywano wtedy jako przede wszystkim kierowane właśnie do młodych ludzi, częściowo młodszych nawet niż kreujące coraz bardziej obecną politykę w Polsce pokolenie 30-latków. Nie bez przyczyny padło wówczas nawiązanie do „Gry o tron”. Zarówno w formie, jak i treści Tusk sam wtedy nie zagrał na polaryzację osłabiając wizję polityki opartą na zero-jedynkowym podejściu „my-oni”.
Polityczne zaangażowanie Tuska w polską politykę było przedmiotem spekulacji w zasadzie od jego wyboru na szefa Rady Europejskiej w 2015 roku. Jego nowe słowa pasują do całości. W ostatnich miesiącach, wraz z coraz bliższym upływem kadencji te spekulacje tylko się wzmocniły. W lutym tego roku „Rzeczpospolita” pisała o nowym ruchu politycznym, który miałby pod egidą Tuska powstać w okolicy rocznicy obchodów 4 czerwca i być wzmocnieniem dla opozycji przed październikowymi wyborami. Sam Tusk kilka dni później, w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską w TVN24 mówił, że „partie działające dzisiaj na polskiej scenie politycznej nie mają żadnego powodu obawiać się działań z mojej strony i nie powinny się obawiać ruchu obywatelskiego. Możemy to pisać z małej, czy z dużej litery - nie ma znaczenia”. Ostatecznie jednak - po majowej klęsce zbudowanej przez Grzegorza Schetyny Koalicji Europejskiej - 4 czerwca Tuska akcentował tylko potrzebę zbudowania koalicji opozycji do Senatu. Taka koalicja powstała po trudnych rozmowach z udziałem trzech sił opozycyjnych i udało się dzięki tej współpracy „odbić” Senat z rąk PiS. Później nasiliły się spekulacje dotyczące wyborów prezydenckich, które ostatecznie przeciął sam Tusk.
Przeczytaj także: Tusk na czele partii, która najlepsze lata ma za sobą
12 grudnia ukazuje się książka byłego premiera „Szczerze”, o kulisach jego pracy w Brukseli i nie tylko. Promocja książki w całej Polsce posłuży zapewne do budowy projektu, o którym powiedział Tusk. Jest jednak jedno „ale”. Tusk chce rozmawiać z młodymi o zmieniającym się świecie i jego wyzwaniach, ale nie wyznaczył jak na razie żadnej linii podziału. A przecież był w tym dobry, był twórcą być może najlepszych i najskuteczniejszych osi podziału po 1989 r. Były premier mówi do tej pory tylko o tym, że chce by dyskusja publiczna w Polsce nie była tak powierzchowna i skupiała się na poważnych sprawach. Ale do tego niezbędna jest konkretna oś sporu, zwłaszcza że teraz spór polityczny w Polsce toczy się przede wszystkim w Sejmie, a wkrótce będzie toczył się w ramach kampanii prezydenckiej. Czy Tusk taką oś będzie jeszcze potrafił narzucić?
Jak sam podkreśla, jego zainteresowanie które wywołał 3 maja ma być istotne w perspektywie 3-4 lat, a nie 10 lat. To sugestia, że chodzi o horyzont wyborczy. Były premier na pewno posiada rozpoznawalność, by wystartować z takim przedsięwzięciem. Ale realia polskiej polityki są zupełnie inne niż w 2014 roku, gdy ją zostawiał. Powrót będzie niezmiernie skomplikowany. Tak jak pisał naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota, Tuskowi potrzebne jest swego rodzaju magiczne lustro, które będzie mu przypominać codziennie o realiach. Ale deklaracja byłego premiera z czwartku pokazuje, że były premier ma plan na swój powrót. Już niedługo zapewne poznamy jego dalsze elementy. Bo jak pokazała historia wydarzeń w tym roku, długofalowy plan byłego premiera istnieje, nawet jeśli musi być korygowany pod wpływem wydarzeń.