Czterystu policjantów przeszukało w czwartek rano w dziesięciu landach mieszkania członków oraz pomieszczenia ugrupowania o nazwie „Zjednoczone niemieckie ludy i plemiona" („Geeinte deutsche Völker und Stämme"). Zostało właśnie zdelegalizowane decyzją Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jako organizacja zagrażająca porządkowi demokratycznemu poprzez propagowanie rasizmu, antysemityzmu oraz rewizjonizmu historycznego.
– Nawet w czasach kryzysu kontynuujemy walkę z prawicowym ekstremizmem – oświadczył Horst Seehofer, szef MSW. Ma to oznaczać, że resort zaangażowany w powstrzymanie pandemii nie traci z oczu innych spraw. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że sprawy te mocno się łączą.
Rzecz w tym, że zdelegalizowana organizacja jest częścią wielkiego ruchu o nazwie Obywatele Rzeszy (Reichsbürger). Jego ideologia opiera się na przeświadczeniu, że Niemcy są nadal krajem okupowanym, rząd jest nielegalny i nadal obowiązują granice z 1937 roku. Zwolennicy ruchu udowadniają, że Niemcy nie mają konstytucji, a więc i legalnych władz. W ruchu działa ok. 20 tys. osób. Dla porównania największe ugrupowanie opozycji, jakim jest skrajnie prawicowa AfD, ma 33 tys. członków. Wśród Obywateli Rzeszy jest podobno 950 znanych prawicowych ekstremistów, a ponad 500 osób posiada zezwolenie na broń.
Reichsbürger dzielą się na wiele organizacji i grup. Niektóre wydają własne paszporty, inne kontestują pobór podatków. Wszystkie odrzucają system demokratyczny. Propagują negację Holokaustu. Kilka lat temu Peter Fitzek, z zawodu kucharz, założył nawet na zakupionych 9 hektarach księstwo, przyjmując tytuł królewski i zakładając bank. Został w końcu skazany na ponad rok więzienia za nielegalne prowadzenie działalności bankowej.
Brzmi to egzotycznie i w podobny sposób ruch jako całość był traktowany przez władze. Niepokój kontrwywiadu budziła jednak od pewnego czasu działalność grupy „Zjednoczone niemieckie ludy i plemiona". Jej aktywiści wysyłali do urzędów państwowych pisma z żądaniami zaprzestania nielegalnej działalności, grożąc, jak w Saksonii-Anhalt, obcięciem rąk minister sprawiedliwości tego landu. Grupa była szczególnie aktywna w Berlinie, śląc żądania do administracji kilku dzielnic, aby zamknęły urzędy i klucze przekazały przedstawicielom „Zjednoczonych niemieckich ludów i plemion". Były nawet niegroźne próby przejęcia budynków landowych.