7 września 1978 roku Georgi Markow stał w kolejce do autobusu na przystanku na moście Waterloo, gdy nieznany mężczyzna dźgnął go w nogę zatrutym końcem parasola. Przeprosił Markowa i odszedł. Bułgar z gorączką trafił do szpitala. Zmarł po kilku dniach, nie został nawet przesłuchany przez policję. Podczas oględzin znaleziono w jego łydce maleńką kulkę zawierającą 450 mikrogramów śmiertelnej trucizny – rycyny. Policja podejrzewała, że za zabójstwem Markowa stoją bułgarskie tajne służby, a może nawet KGB.
Urodzony w 1929 roku Georgi Iwanow Markow był z wykształcenia inżynierem chemikiem, ale znany jest jako pisarz. W latach 60. był pupilem władzy i I sekretarza Bułgarskiej Partii Komunistycznej Todora Żiwkowa. W 1969 roku wyjechał do Włoch, by odwiedzić brata, i postanowił pozostać na Zachodzie. Osiedlił się w Londynie i zaczął pracować w bułgarskiej sekcji BBC. Współpracował też z Radiem Wolna Europa. Ostro krytykował reżim Żiwkowa. W 1972 roku bułgarski sąd skazał go zaocznie na sześć i pół roku więzienia. Stał się jednym z czołowych wrogów komunistycznej władzy.
Podejrzewa się, że Drżawna Sigurnost, bułgarska komunistyczna tajna policja, wspierana przez KGB, dwukrotnie usiłowała zabić Markowa. O tym, że za atakami stało KGB, mówili uciekinierzy – byli agenci rosyjskich służb specjalnych. Udało się za trzecim razem. Szczegółowe ekspertyzy wykazały, że platynowo-irydowa kulka zawierająca rycynę miała dwa niewielkie otworki. Były zasłonięte substancją rozpuszczającą się w temperaturze 37 stopni Celsjusza. Nawet gdyby lekarze od razu zorientowali się, czym zatruto Bułgara, byliby bezsilni – na rycynę nie ma lekarstwa.
Podobną kulkę znaleziono w ciele innego bułgarskiego dysydenta Władimira Kostowa, choć tym razem nie został użyty parasol. W tym przypadku nie doszło do wypłynięcia rycyny – i dzięki temu Kostow przeżył.
Wokół zabójstwa Markowa i ataku na Kostowa krąży wiele pogłosek. Bułgarski dziennikarz Władimir Bereanu twierdził, że obaj byli agentami Drżawnej Sigurnosti, a zabójstwo w stylu Jamesa Bonda miało odstraszyć innych od przechodzenia na stronę Zachodu.