3 czerwca siły specjalne zaatakowały protestujących od tygodni pod Ministerstwem Obrony w stolicy, Chartumie. Zginęło, według opozycji, co najmniej 35 osób, setki zostały ranne. To najkrwawsze wydarzenie we wstrząsanym niepokojami społecznymi Sudanie od obalenia Omara Baszira. Dyktator padł po trzech dekadach rządów. Baszira nie ma, ale najważniejsi nadal są jego generałowie – Tymczasowa Rada Wojskowa. Miała się dogadać z partiami opozycyjnymi w sprawie przyszłości kraju, ale to już przeszłość. Opozycja nie chce już negocjować z reżimem.

Po kilku dniach bilans ofiar wzrósł do 118 - takie dane przekazuje opozycja. Rząd mówi o 61 ofiarach śmiertelnych.

W stolicy Sudanu odnotowano również wiele przypadków gwałtów. Lekarze twierdzą, że armia generałów dokonała ich co najmniej 70.

Ofiarami gwałtów były zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Lekarz ze szpitala Royal Care poinformował, że pod jego opiekę trafiło osiem osób - pięć kobiet oraz trzech mężczyzn. O kolejnych przypadkach gwałtów mówią lekarz oraz świadkowie, którzy opisują te zdarzenia w mediach społecznościowych.

Obrońcy praw człowieka dodają, że wiele ofiar nie zgłaszało się do szpitali, ponieważ obawiali się odwetu lub w mieście nie było zagwarantowanej odpowiedniej opieki.