Rozpoczynający kariery w latach 80. czy 90. z dumą uruchamiali przedstawicielstwa wielkich koncernów zachodnich. W tamtych czasach prowadzenie własnej firmy bywało tzw. obciachem bądź objawem zagubienia lub, co najwyżej, eksperymentu. Ceniona była praca dla znanej międzynarodowej marki. Prywatna polska firma, a zwłaszcza jej właściciel był często kojarzony z mało nobilitującymi określeniami z czasów komunistycznych: spekulant czy badylarz, a z biegiem lat także potencjalny aferzysta lub gangster.
Minęło 20 lat i ci, którzy na starcie kariery korporacyjnej wyraźnie deklarowali, że polska prywatna firma rodzinna nie wchodzi w grę, dziś w odpowiedzi na pytanie o plany zawodowe chętnie sygnalizują, że „rozważają także założenie własnej firmy".
Po co ci to
Pokolenie X, które w latach 90. skorzystało z otwierającego się rynku i rozwoju firm na niespotykaną wcześniej skalę, nierzadko zapłaciło też wysoką cenę za ten rozwój. Zdobyło wiedzę i kompetencje nieosiągalne gdzie indziej, realizowało zadania i generowało rozwój biznesu w tempie i skali, której już teraz nie da się powtórzyć. Wzrost osobistych umiejętności, kompetencji zarządczych, ekspertyzy biznesowej przebiegł w czasie, o którym pokolenie obecnie wchodzących na rynek może tylko pomarzyć.
Ale są i koszty: wypalenie tempem pracy i skalą odpowiedzialności, bezsilność i brak wpływu, frustracja polityką korporacyjną, tzw. szklanym sufitem i zawiłymi mechanizmami awansu.
Jakie motywacje
Niektórzy przedstawiciele tego pokolenia konsekwentnie pną się w górę, ale przezornie rozważają różne scenariusze na drugą połowę życia. Inni z niepokojem patrzą w przyszłość i już rozmawiają z bliskimi o zmianie kariery, szukają alternatywy i obserwują zmiany w firmie, aby w odpowiedniej chwili odejść. Są też tacy, którzy – pochłonięci bieżącymi zadaniami – nie zauważają momentu, w którym ich rola i kompetencje przestają być przydatne w organizacji, i – zaskoczeni nagłą decyzją o likwidacji stanowiska – muszą odejść z dnia na dzień.