Od ponad roku Beata Mosebach, żona obywatela Niemiec, ukrywa się w Polsce z czteroletnim synem. O dramacie 42-letniej Polki „Rz” pisała w listopadzie. Niemiecki sąd przyznał jej mężowi Michaelowi tymczasowe prawo opieki nad Jasiem. Matka podczas jednego z widzeń z dzieckiem zabrała Jasiai wyjechała do Polski.
We wrześniu 2008 r. krakowski sąd nakazał wydanie dziecka ojcu. Matki nie było na rozprawie. Nikt nie poinformował jej o terminie, bo w piśmie do sądu nie podała adresu. Pojawiła się dopiero wczoraj na rozprawie odwoławczej. Z płaczem tłumaczyła, że syn jest z nią bardzo związany, że nie chce być z ojcem. Sąd odroczył rozprawę, aby wysłuchać opinii biegłego psychologa.
Po rozprawie Beatę Mosebach zatrzymali policjanci. – Odbyło się to na podstawie europejskiego nakazu aresztowania wystawionego w maju przez stronę niemiecką – poinformowała Katarzyna Cisło z małopolskiej policji.
Akcja policji zaskoczyła rodzinę i przyjaciół pani Beaty. – W listopadzie sąd poinformował nas, że nie ma zarejestrowanego żadnego nakazu aresztowania i dlatego Beata spokojnie przyszła na rozprawę – mówi jej kuzynka Agnieszka Kołodziejczyk. – Jaś jest w bezpiecznym miejscu, pod opieką rodziny – zapewniała.
Mirosława Kątna, psycholog i szefowa Komitetu Obrony Praw Dziecka, była zbulwersowana: – To podważa wiarygodność polskiego wymiaru sprawiedliwości, który wypełniając postanowienia niemieckiego sądu, nie dba o dobro swych małych obywateli. To koszmar dla małego dziecka.