Ryszard Kalisz, poseł SLD, uważa, że uchwalenie prawa do skargi na przewlekłość działań prokuratury to konieczność. – Prokuratura ma często zebrany materiał dowodowy, ale nie występuje ani z aktem oskarżenia, ani nie umarza sprawy. To narusza prawo obywateli do osądzenia w rozsądnym terminie – podkreśla.
Projekt ustawy zakłada, że prokurator miałby rok na przeprowadzenie śledztwa, a gdy podejrzany jest aresztowany trzy miesiące. Gdyby sąd uznał zasadność skargi, prokuratura płaciłaby odszkodowanie.– Ma to zapobiec tzw. aresztom wydobywczym, gdzie ludzie miesiącami siedzą bez jednego przesłuchania – twierdzi Kalisz.Autorką projektu jest Maria Stańczyk. Do maja zeszłego roku była kierownikiem oddziału administracyjnego Sądu Okręgowego w Świdnicy. Dziś jest zawieszona w prawach urzędnika. Ta wdowa, mająca na utrzymaniu dwóch synów, od półtora roku prosi o akt oskarżenia. Co miesiąc traci ponad 2 tysiące zł pensji. Z projektem ustawy poszła do wałbrzyskiego posła SLD Henryka Gołębiewskiego.
Stańczyk podejrzana jest o udział w tzw. wałbrzyskiej ośmiornicy. Na początku maja 2006 r. zatrzymano ją z ok. setką osób, które miały być zamieszane w sprawę fałszowania dokumentacji medycznej i korupcji m.in. wśród lekarzy, prawników. Stańczyk przez blisko miesiąc była w areszcie.Wkrótce okazało się, że zarzuty sformułowano przede wszystkim na podstawie pomówień oskarżonego lekarza. Prowadzący śledztwo prokurator Krzysztof Schwartz zapewniał, że akty oskarżenia zostaną sporządzone do września 2006 r. Do sądu trafiły jednak po półtora roku.Wśród oskarżonych nie ma Marii Stańczyk. Jak sama twierdzi, zarzuty nie mają oparcia w faktach. Zarzuca się jej, że wręczała w maju 2002 r. łapówkę prof. Waldemarowi Banasiakowi, szefowi kardiologii we wrocławskim szpitalu wojskowym, za operację męża. – Mąż był operowany w marcu, a profesora oczyszczono z pomówień – mówi Stańczyk.
Drugi jej zarzut to łapówki za przekazywanie dokumentacji ZUS ustawionemu biegłemu. – Nie miałam takiej możliwości, bo o tym decyduje nie kierownik sekretariatu, lecz przewodniczący wydziału i prokurator Schwartz powinien mieć o tym pojęcie – dodaje kobieta. Twierdzi, że śledczy szukał haków na sędziów ze Świdnicy. – Sugerował, że jak kogoś wskażę, natychmiast uchyli mi areszt.
Kobieta pięciokrotnie zwracała się o uchylenie środków zapobiegawczych. W lutym poskarżyła się do prokuratora krajowego na przewlekłość postępowania. Ale i jego ponaglała kolejnym pismem. Wreszcie pod koniec maja otrzymała odpowiedź. – Mogłam tylko zaciskać zęby z bezsilności – wspomina Stańczyk. – Sąd, policja mają terminy, a prokurator może trzymać ludzi na haczyku w nieskończoność.