Zdarzenie miało miejsce w nocy z 28 na 29 lipca 2020. Właściciela wypuściła psa na nieogrodzone podwórko. Jak relacjonuje portal oko.press, Pongo wyszedł kawałek poza teren działki. Znalazł się na celowniku myśliwego. „Nagle usłyszałam skowyt psa i strzał. Zbiegłam na dół i zobaczyłam odjeżdżający samochód” – opowiadała pani Jolanta. Chwilę później zobaczyła, że coś leży w polu. To był postrzelony Pongo, już nie żył.
„Myśliwy nie zastrzelił »tylko psa«. Myśliwy zastrzelił nam członka rodziny” – mówiła pani Jolanta.
Myśliwy, Tomasz M., podczas pierwszej rozprawy przed Sądem Rejonowym w Mrągowie przyznał się do oddania strzału. Tłumaczył jednak, że zabicie Ponga było przypadkowe. Myślał, że strzela do dzika.
19 listopada, zapadł wyrok: sąd uznał mężczyznę za winnego. Nałożył na niego karę pozbawienia wolności na pół roku w zawieszeniu na dwa lata, grzywnę 1 tys. zł, zadośćuczynienie dla każdego z opiekunów Ponga po 2 tys. zł, obciążenie kosztami procesu i 1 tys. zł nawiązki na rzecz Stowarzyszenia Mazurski Kundel. Co najważniejsze: myśliwy dostał dwuletni zakaz wykonywania polowań.
- Sąd w uzasadnieniu podkreślił, że to było umyślne wyrządzenie krzywdy temu zwierzęciu. To nie budzi wątpliwości. Nie pomylił nikogo z dzikiem, po prostu zabił psa. W polskim prawie karnym zabicie zwierzęcia jest karane tylko jeśli jest ono umyślnie. »Pomyliłem z dzikiem« daje pozory nieumyślności, jest punktem zaczepienia. Tutaj jednak mieliśmy opinię kryminalistyczną, w której biegły orzekł, że strzał został oddany z bliskiej odległości. Nie było możliwości, żeby stojąc blisko zwierzęcia, myśliwy pomylił je z dzikiem - mówi na łamach oko.press mec. Karolina Kuszlewicz, która reprezentowała opiekunów zabitego psa.