Surowe kary, wieloletnie zakazy prowadzenia samochodu i coraz wyższe grzywny nie odstraszają kierowców, którzy po kilku głębszych siadają za kierownicą. Nie pomaga też utrata auta i publikacja zdjęć pijanych kierowców, którą może, ale nie musi nakazać sąd. Policjanci twierdzą, że winne jest społeczne przyzwolenie na podróż z nietrzeźwym kierowcą, a tego nie da się zlikwidować zaostrzaniem kar.
Ostatnia listopadowa akcja drogówki pokazała, że mimo surowych kar pijanych kierowców wcale nie ubywa. W ostatnią sobotę, kilka dni po tragicznej śmierci 15-letniego Łukasza, który został śmiertelnie potrącony przez pijanego kierowcę w Łodzi, odbył się marsz milczenia.
Jego uczestnicy domagali się zaostrzenia kar: dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych, przepadku samochodu, wysokich grzywien i zobowiązania pijanych sprawców wypadku do pokrycia kosztów leczenia poszkodowanych. Tymczasem najwybitniejsi eksperci uważają, że zaostrzenie kar nie ma wpływu na przestępczość.
Choć od 15 grudnia 2000 r. prowadzenie auta po alkoholu jest przestępstwem, a nie wykroczeniem (art. 178a kodeksu karnego), to pijanych kierowców za kółkiem stale przybywa – alarmuje Komenda Główna Policji. Nie pomagają policyjne akcje.
Grozi za to do dwóch lat więzienia. Uchwalenie restrykcyjnego prawa i wprowadzenie go w życie jednak nie wystarczyło. Sądy mnożą wyroki: w 2001 r. za jazdę po pijanemu wydano ich 43 tys.; w 2002 r. – 65 tys., w 2003 r. – 68 tys.; w 2004 r. – 73 tys.; w 2005 r. – 75 tys., a w 2006 r. – 76 tys. W 90 proc. wyroków sąd orzeka też zakaz prowadzenia, najczęściej na trzy lata. Ukarany powinien zwrócić prawo jazdy na czas zakazu.