Do września 2009 r. odbywanie kary z elektroniczną bransoletką znaliśmy głównie z amerykańskich czy angielskich kryminałów. W Polsce dyskusja o ich wprowadzeniu trwała kilka lat. Przeszkodą były pieniądze – 225 mln zł. W końcu się znalazły. Dzięki nim do dziś 15 tys. skazanych zamiast trafić do kryminału, zostało w domu z rodziną i elektroniczną bransoletą.
Możliwość odbywania w ten sposób kary miała się skończyć w sierpniu 2014 r. Wiadomo już, że pozostanie.
Na ostatnim posiedzeniu Sejm uchwalił ustawę, która karę w systemie dozoru elektronicznego wpisuje na stałe do przepisów. A to powód, by bliżej przyjrzeć się skazanym, którzy do tej pory z tego skorzystali. Z różnym zresztą skutkiem.
Choć jest trudno, wytrzymują
35-letni Tomasz K. jako pierwszy w Polsce 15 września 2009 r. został poddany dozorowi elektronicznemu. Następnego dnia stawił się w firmie obsługującej system z postanowieniem sądu.
Każdą nieobecność przy nadajniku trzeba usprawiedliwić przed sądem